Mistrzostwa świata w Montrealu zakończą sezon w short tracku. Impreza odbędzie się w najbliższy weekend, a w obozie biało-czerwonych nie kryją nadziei związanych z występem kobiecej sztafety.
Łyżwiarski sezon dobiega końca. Na finał zmagań trzeba było czekać wyjątkowo długo. Pierwotnie światowy czempionat miał się odbyć w Kanadzie trzy tygodnie temu, jednak z uwagi na pandemię koronawirusa oraz wojnę w Ukrainie podjęto decyzję o przełożeniu imprezy na początek kwietnia. Komunikat Międzynarodowej Unii Łyżwiarskiej (ISU) o przesunięciu mistrzostw mocno rozzłościł zawodników zmęczonych trudami sezonu olimpijskiego.
– Ta decyzja światowej federacji była w mojej ocenie błędna, tylko pokrzyżowała zawodnikom plany związane z odpoczynkiem, na który w pełni zasłużyli – komentuje Urszula Kamińska, szkoleniowiec kadry biało-czerwonych (sponsorem reprezentacji Polski w short tracku jest PGE Polska Grupa Energetyczna).
Nasza reprezentacja z siedmioma zawodnikami w składzie wyleciała w zeszłą sobotę do Kanady. Na pokładzie samolotu za ocean zabrakło Patrycji Maliszewskiej. Najbardziej doświadczona łyżwiarka doznała urazu podczas marcowych mistrzostw Polski w Gdańsku. Jej miejsce w kadrze zajęła Gabriela Topolska.
W grupie zawodniczek na MŚ w Montrealu są również Natalia Maliszewska, Nikola Mazur, Kamila Stormowska oraz Magdalena Zych. Pierwsza z wymienionych, liderka naszej reprezentacji, ostatnio w Trójmieście nie dominowała jak zwykle, ale ówczesna dyspozycja wystarczyła do zdobycia tytułu najlepszej Polki na koronnym dystansie 500 metrów. Podczas krajowych mistrzostw brylowali inni reprezentanci. Siedem medali, w tym pięć indywidualnych, zdobyła Stormowska, a rywalizację wśród mężczyzn zdominowali Diane Sellier do spółki z Michałem Niewińskim.
– Bardzo się cieszę z postawy wszystkich kadrowiczów, a medalowe rozstrzygnięcia nie stanowiły dla mnie zaskoczenia. Grupa wykazuje ciągły progres, dlatego wiem, że obecnie dyspozycja dnia decyduje o tym, który zawodnik wygra – mówi Kamińska.
Wspomniana Stormowska w tym sezonie występowała na arenie międzynarodowej głównie na dłuższych dystansach. Na 1000 i 1500 metrów startowała na igrzyskach olimpijskich w Pekinie, a na pierwszych z nich poprawiła nawet rekord kraju. Była również w składzie sztafety, która w Chinach zajęła szóste miejsce.
– Pamiętajmy, że był to historyczny, pierwszy występ. Już samo dostanie się do ósemki sztafet z prawem startu na igrzyskach było sporym wyczynem. Mam mieszane odczucia co do oceny indywidualnych startów. Z 1000 i 1500 m nawet jestem zadowolona. Do pierwszego z dystansów muszę się przyzwyczaić, ale idzie mi już coraz lepiej – mówi 21-latka, która swój największy sukces odniosła w lutym 2020 roku. Podczas PŚ w holenderskim Dordrechcie zajęła trzecie miejsce na 500 metrów. – Miałam okazję stanąć na podium, ale żeby stać się częścią światowej czołówki na dłuższą metę, wymaga to ciężkiej pracy. Wyniki same nie przyjdą po jednym medalu – dodaje Stormowska.
Największe nadzieje związane ze startem Polaków w Kanadzie są pokładane właśnie z występem kobiecej sztafety.
– Znów zmierzymy się z najsilniejszymi reprezentacjami na świecie, to na pewno zaprocentuje w przyszłości. Prawdopodobnie też będziemy mogli zastosować nowe rozwiązania taktyczne. Końcówka sezonu nie jest mentalnie łatwa dla wszystkich, a dla niektórych szczególnie trudna. Nie zamierzamy jednak odpuszczać – zapowiada Kamińska.
Szkoleniowiec naszej reprezentacji z wiarą podchodzi również do startów męskiej części reprezentacji. W Kanadzie zobaczymy Selliera i Niewińskiego. – To może być dla nich kolejna szansa, aby wedrzeć się do czołowej dwudziestki. Może i jest to niesłychanie trudne zadanie, ale jak najbardziej możliwe do wykonania – uważa trenerka polskiej kadry.
Niewiński, który przed blisko dwoma tygodniami w MP był najlepszy na 1500 czy 3000 metrów, zalicza udaną końcówkę sezonu. Na początku marca w Gdańsku wystąpił w mistrzostwach świata, gdzie był tuż za podium na dystansie 1000 metrów, a w lutym w Pekinie ustanowił nowy rekord Polski na 1500 metrów. Mało brakowało, aby niespełna 19-latka olimpijczyka zabrakło na MŚ w Montrealu.
– Po tym, jak dobrze mi poszły próbne matury, stwierdziłem, że polecę do Kanady. Nie zamierzam jednak narzucać sobie konkretnych celów na mistrzostwa. Jadąc to, co prezentuję na treningach, po prostu będę zadowolony ze startów – mówi Niewiński, który na majowy egzamin dojrzałości wybrał rozszerzony język angielski oraz biologię.
MŚ w Montrealu rozpoczną się w piątek, 8 kwietnia. W pierwszym dniu imprezy zostaną rozegrane kwalifikacje na 500, 1000 i 1500 metrów. W sobotę czekają nas finały na 500 i 1500 metrów, a także półfinały sztafet. Na niedzielę zaplanowani z kolei decydujące o medalach biegi na 1000 i 3000 metrów oraz finały sztafet.