Najbardziej doświadczony w męskiej kadrze, lecz wciąż bez spektakularnego sukcesu. Konrad Niedźwiedzki od zdobycia medalu w Pjongczangu uzależnia kontynuację kariery.
Igrzyska olimpijskie w Korei Południowej będą czwartymi w karierze 32-letniego Konrada Niedźwiedzkiego. Zanim do kadry dołączyli rok starszy od niego Zbigniew Bródka i cztery lata młodszy Jan Szymański, to właśnie on był specjalistą od 1500 m. Problem w tym, że ani razu nie stał indywidualnie na podium wielkiej imprezy. Bródka zdobył Puchar Świata i mistrzostwo olimpijskie, Szymański także wygrywał zawody na tym dystansie. Teraz Niedźwiedzki stawia wszystko na jedną kartę. – Medal olimpijski indywidualnie sprawi, że nie będę się zastanawiał, czy kontynuować karierę – mówi 32-letni panczenista.
Od debiutu tylko gorzej
Najlepiej było w Turynie. To właśnie podczas olimpijskiego debiutu zaledwie 21-letni Konrad zajął na 1500 m 12. miejsce w stawce 40 zawodników. Później przyszły coraz niższe lokaty. W Vancouver Niedźwiedzki był 17. W Soczi, kiedy Bródka wygrywał walkę o złoto z Koenem Verweijem (kolegą Niedźwiedzkiego z holenderskiej grupy zawodowej) o trzy tysięczne sekundy, Konrad zajął dopiero 20. lokatę. Gorycz po występie indywidualnym osłodził wówczas brąz w rywalizacji drużynowej. – Wtedy powtarzałem, że ten medal jest dla nas jak złoto i tak było. Cały czas jednak walczę o to, by dobrze przejechać indywidualnie podczas igrzysk. Jeżeli w Pjongczangu zaliczę dobry występ, chętnie przeniosę się do Tomaszowa Mazowieckiego i tam na krytym torze będę się dalej przygotowywał – mówi Niedźwiedzki, który na co dzień trenuje w holenderskiej grupie zawodowej Team Justlease.
Przejechać „z jajami”
Niespełna dwa tygodnie temu na pierwszym w Polsce krytym torze w Tomaszowie Mazowieckim obronił tytuł mistrza kraju na 1500 m, ale chciałby zejść z czasem poniżej 1:48. – Podczas startów kontrolnych w Inzell Janek Szymański uzyskał czas 1:46.6, a Sebastian Kłosiński nieco ponad 1:47 minuty. Ja w tym sezonie zdecydowałem się dochodzić do formy przez starty, dlatego cieszę się, że chociażby podczas mistrzostw Polski pokonywałem rundy „z jajami”. Tego mi czasem brakuje w moich biegach – mówi Niedźwiedzki.
W lutym tego roku podczas mistrzostw świata na dystansach na olimpijskim torze w Gangneung Niedźwiedzki był dziesiąty z czasem 1:46.78. Najlepszy wówczas Holender Klejd Nuis uzyskał jednak rezultat 1:44.36. – Jeśli w igrzyskach osiągnę dobry czas, a zajmę na przykład piąte miejsce, pomyślę co dalej. Najważniejsze, by omijały mnie „głupie” kontuzje – mówi Niedźwiedzki.
Limit pecha wyczerpany
W kwestiach zdrowotnych jest sporym pechowcem. Po poprzednim sezonie olimpijskim poddał się operacji przepukliny, mial także kłopoty z mięśniem przywodziciela. Najgorsze spotkało go jednak w maju ubiegłego roku, gdy po zderzeniu z kombajnem miał połamane żebra, uszkodzony bark i płuca. W kilka miesięcy doszedł do siebie i po tamtej sytuacji nie ma już śladu. Po rehabilitacji 32-latek tak mocno postawił na dobre przygotowanie, że – jak sam przyznał – „zajechał” organizm, który później zaczął się buntować, a dodatkowo osłabiło go przyjmowanie antybiotyków. Teraz ma być zdrowie, wyniki i upragniony medal. – Myśl o sezonie olimpijskim przyświeca mi cały czas. Nawet jeśli podczas przygotowań pogoda była zła, a nogi odmawiały posłuszeństwa po mocnym treningu dzień wcześniej, powtarzałem sobie, że muszę, bo w końcu Pjongczang zbliża się wielkimi krokami – kończy panczenista.