Adrian Wielgat zdecydował się zakończyć sportową karierę. Podczas niej specjalizował się przede wszystkim w biegach długich. Zajął 22. miejsce na dystansie 5000 metrów podczas igrzysk olimpijskich w Pjongczangu, a na mistrzostwach Europy 2018 w Kołomnie zdobył brązowy medal w biegu drużynowym ze Zbigniewem Bródką i Janem Szymańskim. W dorobku ma też wiele medali mistrzostw Polski.
– Skąd akurat teraz decyzja o zakończeniu kariery?
– Taka decyzja, żeby zadzwonić i powiedzieć, że kończę, nie jest prosta i nie zapada w pięć minut. Teraz miałem czas, żeby usiąść, przemyśleć, powspominać. Niedawno przeszedłem służbę przygotowawczą do wojska, a na łyżwach nie jeździłem od grudnia. Do tej pory nie zatęskniłem. Przyszło takie wypalenie.
– To wojsko, o którym wspomniałeś, to jakiś pomysł na przyszłość?
– Kiedyś myślałem o tym, żeby iść do wojska. Dlatego zrobiłem kurs przygotowawczy. Czy pójdę w tym kierunku? To się jeszcze okaże.
– Póki co więc chwilę o przeszłości. Masz swoje ulubione wspomnienie z lodowiska?
– Na pewno udział w najważniejszych imprezach sportowych. Igrzyska olimpijskie, mistrzostwa świata czy Europy to jedne z najlepszych wyjazdów. Coś, co się będzie pamiętać.
– Byłeś na igrzyskach w Pjongczangu, a na mistrzostwach Europy w Kołomnie wywalczyłeś brąz w drużynie. Co traktujesz jako większy sukces?
– Jedno i drugie było dla mnie sporym wydarzeniem. Trudno porównywać. Na igrzyskach nic nie zdobyłem, ale jednak byłem tam, a to najważniejsza impreza na świecie. Na mistrzostwach Europy z kolei coś zdobyłem i dało to bardzo dużo radości.
– Na igrzyskach w Pjongczangu jechałeś na 5000 metrów. Zaskoczyło Cię coś w Korei?
– Sportowo nie. Po tylu latach startowania wiedziałem jak to będzie wyglądało, bo sam udział w zawodach nie rożni się niczym od innych. Jedyne co, to to, że będzie to impreza większej rangi. Bardziej zaskoczyła mnie wioska olimpijska i nastawienie ludzi, którzy wychodzili do nas, chcieli porozmawiać. Atmosfera była niesamowita. Niesamowite wrażenie robiła też ilość kibiców. Całkiem inaczej idzie się na start, gdy widzi się, że mnóstwo osób stoi w kolejce do wejścia i myśli się, że oni idą, żeby zobaczyć także mój start.
– Byłeś specjalistą od biegów długich. Nie mamy teraz zbyt dużo takich.
– Mamy dwóch młodych, perspektywicznych zawodników. Mówię o Arturze Janickim i Szymonie Palce, którzy z roku na rok będą coraz lepsi. Widać, że idą cały czas do przodu. To oni będą teraz specjalistami od długich biegów.
– Jak to się stało, że Ty trafiłeś na długie dystanse?
– Jako junior startowało się na wszystkich dystansach i już wtedy na tych długich wypadałem lepiej. Zaczęliśmy iść więc w tym kierunku. Czym starszy byłem, tym bardziej wchodziłem w długie biegi i tak zostało.
– W ostatnim sezonie byłeś też najlepszy w Polsce na 1500 metrów. Ten dystans sprawiał Ci więcej satysfakcji niż biegi długie?
– Powiem szczerze, że zaskoczyło mnie to, że 1500 metrów zaczęło wychodzić mi lepiej niż 5000 metrów. Nie spodziewałem się, że wywalczę na tym dystansie mistrzostwo Polski.
– Teraz karierę traktujesz już jako zamknięty rozdział?
– Tak. Choć oczywiście będę wracał myślami i miło wspominał te wszystkie wyjazdy. Zwiedziłem dzięki temu trochę świata.
– Miałeś swoje ulubione miejsce w tym świecie, do którego zawsze fajnie było jechać?
– Holandia zawsze była takim miejscem, w którym atmosfera była najlepsza. Zawsze mieli tam też świetny lód – można było bić rekordy życiowe, jeździć świetne czasy.
– To teraz spojrzenie w przyszłość. Masz jakieś plany?
– Na razie nie mam żadnych. Rozmyślam, co dalej.
– Świat zwolnił, więc jest czas na myślenie.
– Przez to trudno z konkretnymi planami. Nie wiadomo na dobrą sprawę co i na kiedy można planować.
– Masz jakieś niespełnione marzenia?
– Nie mam jakichś wielkich. Chcę osiąść w domu i spędzić wreszcie czas z rodziną, a nie ciągle w biegu, na walizkach. Chciałbym zabrać rodzinę gdzieś za granicę i pokazać im trochę świata, który ja już w jakiejś części widziałem.
– Męczyło Cię to bycie daleko od rodziny?
– Trochę tak. Gdy jest się wiecznie w podróży, nie ma się wpływu na to, co dzieje się tutaj. To jest bolesne. A teraz jeszcze mamy dwa lata do igrzysk – byłoby przyspieszone tempo, byłoby wszystkiego więcej. To by powodowało, że znowu byłbym w domu przez parę dni w miesiącu, atmosfera byłaby nerwowa. Za dużo tego. Chcę się trochę uspokoić, delikatnie popaść w rutynę i przestać żyć w ciągłym biegu.
Życzymy więc dużo spokoju i – w obecnych czasach – także dużo zdrowia. Oraz powodzenia na każdej drodze, jaką sobie obierzesz. Dziękujemy za wszystkie starty w biało-czerwonych barwach!