Andżelika Wójcik jest jedną z najbardziej zdolnych młodych zawodniczek w kraju. Od lat reprezentuje Polskę na arenie międzynarodowej, a niedawno została objęta rządowym programem Team100. Mimo to rzadko udziela się w mediach. Poznajcie dziewczynę, której więcej satysfakcji przynosi wygrywanie ze sobą, niż z rywalami.
– Bardzo rzadko udzielasz wywiadów.
– Moim priorytetem nie jest świat medialny. Bycie w nim nie wywołuje we mnie poczucia szczęścia i spełnienia.
– Czemu?
– Kariera sportowca kreowana przez media nie leży w kręgu moich zainteresowań, nie mam dużego parcia na szkło, a najwięcej radości daje mi samo trenowanie.
– Mimo to masz swoją stronę w holenderskiej wikipedii. Wiedziałaś?
– Nie wiedziałam. Prawdopodobnie mam ją przez to, że kiedyś udzielałam wywiadu, gdy uczestniczyłam w zawodach w Deventer, w Holandii. Wypowiadałam się na temat warunków lodowych. Tamtejsza pół-hala jest dość specyficzna. Osłona jest w postaci budynku, z częściowym dachem.
– W Polsce też musiałaś radzić sobie z różnymi warunkami. Swoją przygodę zaczynałaś zanim wybudowano halę.
– Tak jest. Hala powstała rok temu. Myślę, że to duże udogodnienie dla zawodników i trenerów. Możemy trenować na swoim podwórku.
– Jednak najprzyjemniej jeździ się za oceanem – przynajmniej wszyscy tak mówią. Czym się różni tamtejszy lód?
– Na to pytanie mogłyby odpowiedzieć osoby, które są odpowiedzialne za czyszczenie tego toru i przygotowanie go do zawodów. Generalnie jest w tym coś specyficznego i cieszę się, że w poprzednim sezonie po raz pierwszy miałam okazje wystartować w Salt Lake City. Miałam okazję doświadczyć, jak to jest ścigać się na jednym z najszybszych torów świata. Byłam bardzo zadowolona – poprawiłam swoje „życiówki”, co jeszcze bardziej zmobilizowało mnie do ciężkiej pracy.
– Zanim zawędrowałaś na zawody za ocean, przez lata jeździłaś w kraju. Zaczynałaś w wieku 11 lat. Jak trafiłaś na łyżwy?
– Mój ojciec zabierał mnie na łyżwy na tor w Lubinie. Szybko okazało się, że to coś, co przynosi mi dużo radości. Gdy poszłam do szkoły podstawowej, nie ulegało wątpliwości jaki profil wybiorę, aczkolwiek drugą opcją była klasa o profilu lekkoatletycznym. Po zakończeniu nauki w gimnazjum przeniosłam się do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem. Tam dostałam się do kadry. Teraz kontynuuję naukę na Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach, a przygotowania w kadrze narodowej sprinterów.
– Lubin nie jest miastem, co do którego pierwszym skojarzeniem byłyby sporty zimowe. A sporo Was w kadrze…
– Jestem ja, Natalia Czerwonka i Kaja Ziomek. Tu zaczynałyśmy i tu się wychowałyśmy. Dziś jako trzy lubinianki trenujemy razem pod opieką tych samych trenerów.
– W Lubinie jest wiele dyscyplin na wysokim poziomie. Czym przekonują do siebie łyżwy?
– W moim przypadku zamiłowanie do łyżew zrodziło się z pasji. W Lubinie mamy tor 250-metrowy, co stanowiło bazę treningową tylko do pewnego etapu, ponieważ jazda tutaj jest dość specyficzna i mało komfortowa dla szybszych i starszych zawodników. Tym przyjemniejsze były wyjazdy na zawody do innych miast, w których były tory o standardowym metrażu.
– A Ty od początku rozwijasz się bardzo szybko…
– Rozwijam się w równomiernym tempie. Co roku poprawiam swoje „życiówki”, nie mam żadnych przestojów. Lubię w sobie tę stałość. Lubię planować, marzyć. Wytrwałość i upór są tym, co pcha mnie do ciągłego poprawiania wyników.
– Jak wygląda to planowanie? Masz konkretne założenia miejscowe lub czasowe na każdy kolejny sezon?
– Aktualnie z moimi nowymi trenerami z grupy sprinterów – Tuomasem Nieminenem i Arkiem Skonecznym – ustalamy założenia na następny sezon. Są to plany czasowe, ale chcemy też poprawić technikę, siłę i szybkość. Marzeniem jest osiągnięcie jak najwyższych lokat na wysokiej rangi zawodach, ale też czerpanie przyjemności z samego ścigania się.
– Myślę, że zawsze ustalacie też, która impreza jest „docelową”. Co było takim startem dla Ciebie w ubiegłym sezonie?
– Może to trochę ekstrawagancka myśl, ale marzyłam o igrzyskach olimpijskich. Miałam w głowie podczas przygotowań, że jeśli los by tak chciał, to pojechałabym na Igrzyska. Cóż, nie udało się, ale nie chciałabym jechać na igrzyska tylko po to, żeby zajmować ostatnie miejsca. Chciałabym być znana z uczestnictwa w takiej imprezie jako zawodniczka, która była na bardzo wysokiej pozycji, a czemu by nie jako medalistka.
– Igrzyska były dość szaloną myślą. Szczególnie, że sezon olimpijski jest bardzo wyczerpujący, a Ty dopiero wkraczasz w świat seniorski.
– W imprezach seniorskich uczestniczę dopiero od dwóch sezonów. Możliwość uczestniczenia w igrzyskach olimpijskich byłaby mimo wszystko dla mnie czymś szokującym – być może dezorientującym, ale byłaby też szansą na nauczenie się czegoś nowego.
– Czym różnią się zawody seniorskie od juniorskich?
– Na pewno poziom wyników jest wyższy. Ale zawody różnią się też pod względem publiczności. Na zawody seniorskie przychodzi zdecydowanie więcej kibiców. Myślę, że kolejny czteroletni okres nauczy mnie radzenia sobie z presją jaką może wywoływać na mnie duża publiczność, aczkolwiek uważam, że świetnie sobie z tym radzę.
– Jeśli chodzi o poziom – patrzysz na to, co prezentują rywale czy do zawodów podchodzisz na zasadzie wykonywania swojego zadania?
– Chcę po prosu jak najlepiej wykonać zadanie. Czuję się bezpiecznie na pozycji drugiej lub trzeciej sprinterki w naszej reprezentacji. Dopiero jak przyjdą w kolejnych latach wyniki i będę pięła się do góry, przyjdzie presja związana z zajmowaniem jak najwyższych miejsc.
– Nie ma znaczenia, czy obok Ciebie startuje dużo słabsza czy dużo lepsza zawodniczka?
– Najwięcej motywacji daje start z zawodniczką, która jest poziomem równa bądź nieco lepsza. W zawodach młodzieżowców czy na akademickich mistrzostwach świata częściej zdarzało mi się jednak startować z zawodniczkami słabszymi. Wolę, gdy jest teoretycznie minimalnie lepsza. Choć muszę bardziej skupiać się na tym, jak ja jadę, a nie jak jedzie rywalka obok, to jednak mniejszy odstęp od konkurentki jest bardziej motywujący, aby walczyć o kreskę finiszową
– Skoro już wspomniałaś o Akademickich Mistrzostwach Świata – jechałaś tam z myślą o końcu sezonu czy wyłącznie z chęcią walki o medale?
– To impreza, w której reprezentuję uczelnię. Zależało mi na tym, żeby pokazać się z jak najlepszej strony. Gdy zobaczyłam listy startowe, uznałam, że mam spore szanse na podium. Stanęłam na nim trzykrotnie. Sięgnęłam po medale na 1000 metrów i w biegu masowym. Bardzo cieszy mnie także srebro w drużynie sprinterskiej. Pomimo, że był to najdłuższy sezon w mojej karierze, zdołałam znaleźć w sobie siłę, żeby się tam dobrze zaprezentować. Myślę, że wcześniejsze starty w Salt Lake City otworzyły mi głowę na dobrą jazdę. Stwierdziłam, że nawet na słabszych torach europejskich jestem w stanie być na wysokich pozycjach.
– Jak oceniasz starty w Mińsku?
– Magda Czyszczoń, z którą mieszkałam w pokoju podczas AMŚ, wróciła do Polski jako złota dziewczyna. Ja świeciłam bardziej srebrem, niż złotem.
– Niektórym srebro podoba się bardziej, niż złoto.
– Mi też! Na co dzień zakładam częściej srebro niż złoto. Raczej gasi i równoważy koloryt skóry. Jeśli zdobyłam bym medal na igrzyskach, to bardziej cieszyła bym się ze srebra niż ze złota, bo będzie mi pasował do urody (śmiech).
– A zmęczenie? W marcu było już spore? Sezon był wyjątkowo długi…
– Tak, ale rozplanowałam go dobrze. Skupiłam się tak, aby na każdych zawodach, na których mi zależało wypaść jak najlepiej.
– Następny sezon będzie inny. Nie tylko ze względu na kalendarz, ale też na sporo zmian w reprezentacji – między innymi w drużynie sprinterskiej. Upatrujesz swojego miejsca w składzie?
– Jestem objęta systemem przygotowawczym na kolejne igrzyska olimpijskie. Następne lata będą dla mnie prawdopodobnie najważniejsze. Na pewno będę celować w status najlepszej sprinterki w Polsce. Jeszcze do poprzedniego sezonu startowałam też na dłuższych dystansach. Teraz chcę się przygotowywać stricte pod sprint.
– Z czego wynika to porzucenie pozostałych dystansów?
– Z mojej decyzji. Chcę się skupić na jednej rzeczy i być w niej najlepsza. Myślę, że ważna była tu też zmiana trenera. Wcześniej przygotowywał mnie trener Wiesław Kmiecik. Trenowanie z nim przynosiło małe efekty w sprincie, a ja chciałam iść w tym kierunku. Póki co wszystko wskazuje na to, że decyzja była dobra, bo poziom wzrasta.
– Myślę, że przed tym sezonem jeszcze wzrośnie. Jak przebiegają przygotowania?
– Teraz, na przełomie września i października, szlifowaliśmy nasze przygotowania w Inzell. Tutaj mieliśmy też pierwsze starty. Mam nadzieję, że okres przygotowawczy zaowocuje, a dobre występy będę miała już na mistrzostwach Polski pod koniec października.
– W jaki czas lub miejsce celujesz na mistrzostwach Polski?
– Chcę stanąć na podium w sprincie.
– A w dalszej części sezonu?
– Chcę uczestniczyć w imprezach seniorskich i małymi kroczkami czynić tu postępy. Będę składać puzzle na obraz sukcesu. Wiem, że mam cztery lata do igrzysk. To jest mój cel i marzenie. Póki co udział w Pucharach Świata czy mistrzostwach świata może być dla mnie rozwijający.
– A poza łyżwami? Czym się zajmujesz?
– Mam hobby typu moda czy granie na gitarze, ale tak naprawdę lubię poznawać siebie. Od pewnego czasu interesuję się humanistyczną i socjologiczną literaturą. Najwięcej frajdy daje mi odkrywanie siebie, zgłębianie swojej osobowości.
– W jaki sposób można poznać siebie?
– Poprzez pozwolenie sobie na bycie sobą.
– W jaki sposób jesteś sobą? Co robisz np. po powrocie z treningu?
– Jestem sobą, gdy żyję w zgodzie ze swoimi przekonaniami. Zazwyczaj zapisuję sobie to, co podobało mi się na treningu. Lubię mieć stałą kontrolę nad tym, co robię i nad tym czy każdy mój trening wniósł coś nowego. Lubię trenować nie tylko ze świeżymi nogami, ale też świeżą głową. Tak, aby z każdym treningiem mieć jakieś nowe poglądy na to co i jak robię.
– Obserwujesz swoje postępy tak dokładnie z treningu na trening?
– Tak jest. Stawiam sobie poprzeczkę wysoko. Przez to czasem się zawodzę, ale lubię to. System samokontroli daje mi stabilność. Czuję, że dzięki temu kiedyś osiągnę sukces, bo jak coś sobie postanowię, to to robię. Bezwarunkowo.
– To system samokontroli czy samorywalizacji?
– Rywalizacji ze swoimi słabościami też. Właśnie dlatego lubię łyżwiarstwo szybkie – to sport, który łączy wiele dziedzin, a w każdej dziedzinie można się rozwijać… Poza tym wiele razy czułam spełnienie i po prostu radość z tego powodu, że mogłam przełamać swoje słabości. Były też chwile smutku i zwątpienia, gdy nie umiałam przełamać niektórych rzeczy. Odczucia tych skrajności trzymają mnie przy sporcie, po burzy zawsze wychodzi słońce.
– Kiedy ostatnio czułaś się w 100 procentach spełniona?
– Na finałach Pucharu Świata Młodzieżowców w Salt Lake City. Wtedy potrafiłam w sposób naturalny pozwolić uzewnętrznić się mojej radości z tego, co robiłam. Wtedy łyżwiarstwo stało się dla mnie czystą sztuką.
– W Salt Lake City zdobywałaś też medale. To dodatek do tego co robisz, czy takie wyróżnienia są dla Ciebie ważne?
– Te medale były dla mnie nagrodą. Ale nie ukrywam, że większą frajdą jest dla mnie dążenie do celu, niż osiągniecie go. Fajnie, że mam ten medal, ale żeby się z niego cieszyć, to gdy stoję na podium, muszę cofnąć się myślami i uświadomić sobie, jak dużo pracy musiałam wykonać, i że dzięki temu udało mi się osiągnąć cel.
– Wolałabyś wygrać po kiepskim biegu, czy zająć czwarte miejsce po bardzo dobrym?
– Myślę, że… to drugie. Zdobycie gorszej lokaty ze świadomością, że można powtórzyć tak dobry bieg dałby mi stabilne myślenie, że mogę osiągnąć niesamowity wynik następnym razem, dzięki mojej bezbłędnej jeździe. Nie patrzę na innych, tylko na siebie. Dziś chcę być lepsza od siebie z wczoraj.
– Co studiujesz?
– Zarządzanie turystyką, hotelarstwem i gastronomią na AWFie w Katowicach.
– Po wcześniejszych wypowiedziach bardziej pasowałaby mi tu filozofia. Dlaczego turystyka?
– Bo lubię podróżować. Jest to dla mnie coś co powoduje, że lubię ten sport. Mogę poznawać wiele miejsc i kultur na świecie. Mam plany na przyszłość odnośnie podróży, najlepiej backpack’erskie, w trakcie których mogłabym przebywać dużo w naturze.
– Gdzie chciałabyś najbardziej pojechać?
– Interesuje mnie Bliski Wschód, a szczególnie jego peryferia. Chciałabym zobaczyć, jak żyją ludzie na wioskach – wolni od komputerów, elektroniki i całego współczesnego świata. Myślę, że to właśnie te miejsca, w których człowiek tak naprawdę odpoczywa.
– Nie jakieś duże miasto? Karnawał w Rio?
– Nie przepadam za dużymi miastami. Dużo tam stresu, pośpiechu i mało przestrzeni i czystego powietrza. Ja lepsze wakacje spędziłabym na surwiwalu, niż w jakimś super hotelu. Wolę peryferia, niż super zurbanizowane miejsca.
– Ale cały świat podąża teraz w stronę urbanizacji, aglomeracji…
– A ja idę na przekór. Lubię robić wiele rzeczy w klasyczny sposób. Czuję się trochę taką outsiderką.
– A z miejsc, w których byłaś? Które było najlepsze?
– Jest wiele takich, a będzie na pewno jeszcze więcej. Dla mnie fascynująca jest każda podróż, a najlepszą podróżą jest moje życie.
rozmawiał Dawid Brilowski