– Można powiedzieć, że czuję się mocny, choć chciałbym zobaczyć trochę lepsze wyniki ostatnich startów kontrolnych. Jestem zawodnikiem, który jest zdolny do stawania na podium, ale nie czuję się jakimś murowanym faworytem – mówi Artur Waś, od wielu lat najlepszy polski łyżwiarz na dystansie 500 metrów, przed igrzyskami olimpijskimi w Pjongczang. W tym sezonie raz był na podium Pucharu Świata – na początku sezonu w Stavanger
Jakub Wojczyński: Dlaczego pan się ukrywał przez ostatnie tygodnie?
Artur Waś: Nie ukrywałem się, po prostu spędzałem czas w moim ulubionym Inzell, czyli tam, gdzie najbardziej lubię się przygotowywać. Oprócz mnie w Inzell było też kilku innych zawodników. O tej porze roku jest tam dość kameralnie, ale nadal szybko i mam tam spokojną głowę, mogę trenować tak, jak lubię.
Koledzy z grupy sprinterów też trenowali, ale pan w przeciwieństwie do nich nie wystartował w styczniu na mistrzostwach Europy i Pucharze Świata w Erfurcie. Taki był wcześniejszy plan czy to nagła decyzja?
Artur Waś: Pod koniec roku wróciłem z trudnych, ciężkich zawodów Pucharu Świata w Calgary i Salt Lake City i byłoby bez sensu rywalizować na mistrzostwach Europy czy nawet tym ostatnim PŚ. Postawiłem na konkretną robotę i pojechałem do Inzell, by trenować. Nie byłem w wielkiej formie, by rywalizować z innymi, a ja lubię być dobrze przygotowany, gdy się ścigam. Podczas treningów skupialiśmy się na pozycji jazdy i na rytmie jazdy. To są takie dwie rzeczy, które były motywem przewodnim.
W tym sezonie oddano do użytku pierwszy w Polsce kryty tor w Tomaszowie Mazowieckim. Kibice mogą się zastanawiać, dlaczego nie trenowaliście tam, tylko za granicą.
Artur Waś: Tor w Tomaszowie nie był jeszcze przygotowany. Fajnie, że został oddany w tym sezonie, mogliśmy dwa razy wystartować w mistrzostwach Polski, ale jest tam jeszcze kilka rzeczy, które muszą być dokończone i wtedy będzie można powiedzieć o regularnym trenowaniu. W Tomaszowie było jedno czy dwa zgrupowania i one wyszły dobrze, ale wszyscy spędzali najwięcej czasu w Inzell. To dla nas pewny obiekt.
Jest pan zawodnikiem Legii Warszawa, ale czy to tylko przynależność klubowa czy czuje się pan przywiązanym do barw legionistą i jako warszawiak od małego marzył pan o występach w barwach tego klubu?
Artur Waś: Legia to barwy, które przewijały się przez całe moje życie. Od najmłodszych lat wiedziałem, że to jedyny i najlepszy klub warszawski. Gdy nadarzyła się taka możliwość, to chętnie przeszedłem do Legii. Tym bardziej, że sekcję otworzyli na nowo moi koledzy, z którymi kiedyś jeździłem.
Czuje się pan mocny przed igrzyskami?
Artur Waś: Można tak powiedzieć, choć chciałbym zobaczyć trochę lepsze wyniki ostatnich startów kontrolnych. Może wynikają one z tego, że było trochę błędów uniemożliwiających wjazd na metę z takim czasem, po którym mógłbym powiedzieć, że czuję się naprawdę bardzo mocny. Ostatnio w Inzell przejechałem 500 metrów w 34.9 i zawsze taka jazda poniżej 35 sekund jest pozytywnym wynikiem. Błędy, które popełniałem spowodowały jednak, że nie jestem w pełni usatysfakcjonowany.
To już drugi sezon pracy z Tuomasem Nieminenem, który zastąpił Jeremy’ego Wotherspoona. Osiągnięcia zawodnicze poprzednika działały na wyobraźnię kibiców, Fin takich nie miał, ale wszyscy sprinterzy w naszej kadrze zrobili pod jego okiem postępy. Jaka jest tajemnica jego sukcesu?
Artur Waś: To na pewno niezawodny człowiek, który jest dla nas. Zawsze przychodzi na trening przygotowany, zmotywowany i można na niego liczyć. A sekret? Może to nie jest sekret, ale kilku zawodników na podobnym poziomie wzajemnie się napędza i przejeżdżane przez nas treningowe rundy są coraz szybsze. Można zmieniać tego, który prowadzi i dzięki temu można przejechać pięć, sześć rund na takiej prędkości, na której pojedynczy zawodnik może przejechać dwie, trzy. Nieminen daje świeże spojrzenie, z innej perspektywy spogląda na moją technikę. Inna osoba równa się inny trening. Nie ma dwóch takich samych trenerów, a jeśli już zmieniam trenera to przecież nie na takiego samego tylko na takiego, który pozwoli mi na rozwój.
Był pan wiele razy na podium Pucharu Świata, a na dużych imprezach jak mistrzostwa świata i igrzyska olimpijskie w najlepszym wypadku tylko na 5. miejscu. Na czym polega problem? Głowa? Dwubiegowy system rywalizacji, który jeszcze niedawno obowiązywał na MŚ i IO?
Artur Waś: Pucharów Świata w każdym sezonie mamy kilka i można policzyć sobie ile razy stałem na podium, a ile razy startowałem. Tych pierwszych było jedenaście, a startów kilkadziesiąt. Nie mogę się porównywać do takich ludzi jak Sven Kramer czy kiedyś Jeremy Wotherspoon. Oni wychodzili na bieg i każdy przyglądał im się z myślą „ciekawe, jak teraz wygra, a może to będzie ten dzień, w którym jednak przegra?”. Ja jestem zawodnikiem, który jest zdolny do stawania na podium, ale nie czuję się jakimś murowanym faworytem.
To może czarnym koniem polskiej kadry? Mówi się o skoczkach narciarskich, o Justynie Kowalczyk, o łyżwiarzach, ale z dłuższych dystansów, a pan jest w cieniu.
Artur Waś: Fajne porównanie z tym czarnym koniem, zachowam sobie. A czy jestem w cieniu? Nie patrzę na siebie pod tym kątem, trudno mi to nawet komentować. Nie myślę w ogóle o tych rzeczach.
Kilku łyżwiarzy deklarowało, że to mogą być ich ostatnie igrzyska. Pan ma 32 lata, wie pan, czy to dla pana będzie ostatni olimpijski występ?
Artur Waś: Nie planuję, ale chciałbym jeszcze pojechać na kolejne igrzyska do Pekinu. Kiedyś już rozmawialiśmy na ten temat, że chciałbym przejść na bobsleje. Gdyby były do tego warunki i gdybym miał taką możliwość, to chciałbym na igrzyskach w Pekinie wystartować w bobie. Wydaje mi się, że specyfika treningu w łyżwach powoduje, że jestem w stanie przesuwać dość duży ciężar bardzo szybko. Wszystkie ćwiczenia z oporem wychodzą mi dość dobrze. Masę też mam odpowiednią, popracowałbym trochę, dołożyłbym 10 czy 15 kilogramów i wydaje mi się, że byłbym dobrym członkiem takiej ekipy bobslejowej. To takie moje małe marzenie.
Źródło: https://www.przegladsportowy.pl/sporty-zimowe/lyzwiarstwo/artur-was-faworyt-nie-to-moze-czarny-kon-wywiad-or-pjongczang-2018/etk21gp