Mistrz olimpijski z 2014 roku na dystansie 1500 m Zbigniew Bródka do niedawna walczył z kontuzją, ale powinien być gotowy na pierwsze zawody Pucharu Świata w Heerenveen (10-12 listopada).
Jakub Wojczyński: Zacznijmy od pana nieobecności na mistrzostwach Polski…
Zbigniew Bródka: Usprawiedliwiona czy nieusprawiedliwiona? (śmiech)
hodzi o to, czy leczy pan jeszcze kontuzję czy jest świeżo po jej wyleczeniu.
Zbigniew Bródka: W trakcie leczenia, jest problem z mięśniem czworogłowym. Jestem po dwukrotnej konsultacji z lekarzem. Działamy, rehabilitujemy, wracam do dyspozycji, ale nie mogę stosować obciążeń startowych. Można powiedzieć, że trenuję normalnie. Bardzo chciałem wystartować na mistrzostwach, lecz logika mówi, żeby jeszcze pauzować i dokończyć rehabilitację. Mamy inne priorytety – kwalifikacje olimpijskie, potem igrzyska.
Jak poważne są te problemy zdrowotne? Czy mogą pana wykluczyć z udziału w pierwszych zawodach Pucharu Świata?
Zbigniew Bródka: To uraz przeciążeniowy wynikający z treningów, nie jest to kontuzja nagła. Liczę, że w pierwszym PŚ wystartuję normalnie, wszystko na to wskazuje. Mam jeszcze jedną konsultację lekarską, kwalifikującą mnie do wyższego poziomu obciążenia. To mnie utwierdzi w tym, że nie ma żadnej obawy.
Miał pan okazję trenować na nowootwartym torze w Tomaszowie Mazowieckim. Jak się panu podoba?
Zbigniew Bródka: Hala jest jeszcze w budowie, są pewne niedociągnięcia. Podziwiam, bo stworzono tę halę w nieco ponad rok. Lód jest z dnia na dzień coraz lepszy i do oficjalnego oddania obiektu będzie naprawdę świetny, na pewno najlepszy w Polsce.
Czy będzie przez pana wykorzystywany w trakcie przygotowań do igrzysk olimpijskich?
Zbigniew Bródka: Mamy zaplanowane przygotowania w grudniu, wszystko zmierza do tego, że będziemy trenowali właśnie w Tomaszowie.
Budowa tego obiektu ma wpływ na pana decyzję o kontynuowanie kariery po igrzyskach olimpijskich w Pjongczang?
Zbigniew Bródka: Na pewno, daje nadzieję na lepsze jutro i możliwości treningu w kraju przez większość czasu. Mamy już dość tych dni spędzonych poza granicami, inni zawodnicy mający rodzinę i wyjeżdżający od dawna na pewno mnie poprą.
Pan mógłby nawet dojeżdżać codziennie na trening z domu w Domaniewicach.
Zbigniew Bródka: No tak, mam godzinę drogi, to duży komfort. A nawet zorganizowanie zgrupowania w pobliskiej Spale to bardzo dobry pomysł, ośrodek jest sprawdzony. Hala w Tomaszowie daje duże perspektywy.
Ale decyzji o przyszłości jeszcze pan nie podjął?
Zbigniew Bródka: Nie, nie chcę nawet o tym myśleć teraz. Zdecyduję po igrzyskach, po głębokim zastanowieniu, czy będę mógł podjąć kolejne treningi, kolejne wyzwania, by przygotować się do następnych igrzysk. Cztery lata to długi czas. Nie można też z dnia na dzień zakończyć kariery. Ja jeśli coś robię, to świadomie, więc sprawa musi być przemyślana.
Jako mistrz olimpijski sprzed czterech lat czuje pan teraz większe oczekiwania dobrego wyniku czy może większy luz, bo już pan coś osiągnął i nic nie musi?
Zbigniew Bródka: Możemy patrzeć na sprawę z obu stron, ale nie ukrywam, że ta presja jest. Każdy chce wygrać z mistrzem olimpijskim, a z drugiej strony każdy liczy na to, że obronię to mistrzostwo. Na pewno nie jest tak łatwo jak cztery lata, gdy jechałem na igrzyska co prawda już jako zwycięzca Pucharu Świata, lecz jednocześnie dopiero zawodnik, który dopiero rokuje na dobry wynik, może medal. Mało kto przypuszczał, że mogę zdobyć mistrzostwo olimpijskie.
Poprzedni sezon nie był dla pana rewelacyjny. Wyciągnął pan z tego jakieś wnioski, jeśli chodzi o trening i przygotowania?
Zbigniew Bródka: Można tamten sezon ocenia różnie. Mistrzostwa świata nie poszły po mojej myśli, ale uważam, że sama końcówka była dobra, miejsca blisko podium. Z piątego miejsca na PŚ mogłem być zadowolony. Żeby być na najwyższym poziomie trzeba przejść wieloletni proces szkoleniowy, a co dopiero się na nim utrzymać. Ja miałem dołek po Soczi, ale myślę, że już jest za mną i idę w górę, ale nie mówię tego z wielką euforią, bo wszystko przede mną.
Jak po mistrzostwach świata wspomina pan tor olimpijski w Korei?
Zbigniew Bródka: Jest bardzo szybki, jeżeli chodzi o to, co działo się na mistrzostwach świata. I będą szli w kierunku tego, by był jeszcze szybszy. Zatrudnili do pomocy Kanadyjczyków, najlepszych specjalistów od robienia lodu. Wydaje mi się, że będzie bardzo wysoki poziom.
Czy z perspektywy czasu uważa pan, że zmiana trenera i rozstanie z Wiesławem Kmiecikiem dobrze panu zrobiły?
Zbigniew Bródka: Była potrzebna, sytuacja tego wymagała. Coś się wypaliło, były też kłopoty w grupie. Potrzebowaliśmy tych zmian, choć nie wiem, czy zaskutkują tym, że wyniki tym, że będą najlepsze rezultaty. Decyzję podjąłem świadomie i wiem, że trzeba było ją podjąć. Niezależnie od końcowego wyniku jestem zadowolony.
A jakie ma pan teraz relacje z trenerem Kmiecikiem?
Zbigniew Bródka: Bardzo dobre. Trener Kmiecik jest naprawdę duszą łyżwiarską, nie ma problemu z tym, że rozstaliśmy się. Jest dorosłym człowiekiem i wie, jakie były powody zmiany. Obecnie nie ma z tym problemu i ja nie mam problemu. Rozmawiamy, żartujemy, śmiejemy się. Niedawno wrzuciłem relację na żywo w internecie i omyłkowo przedstawiłem go jako Mieczysława Szymajdę (pierwszy trener Bródki – przyp. red.), a on nie miał z tym problemu. Naprawdę chapeau bas, bo o to chodzi. Jeśli człowiek jest na poziomie, to wie, że w życiu bywa różnie. Czasami zmiany są potrzebne.
Indywidualnie nie powinniście mieć dużych problemów z kwalifikacją olimpijską, jest wiele miejsc do rozdania. Trudniej będzie w biegu drużynowym, gdzie w IO weźmie udział tylko osiem ekip.
Zbigniew Bródka: Wszyscy wierzą i liczą na drużynę w naszym wykonaniu. Tak było od czasu, gdy zaczęliśmy zdobywać medale. Nasze apetyty są duże, ale za każdym razem nie było łatwo. Kwalifikacja olimpijska jest naprawdę trudna, bo w tych sezonach poziom jest dużo większy. W innych krajach zauważyli, że to w drużynie jest szansa. Na kolejnych igrzyskach jest coraz trudniej. My musimy bazować na doświadczeniu.
Mało kto jeździ w tym samym składzie – pan, Jan Szymański i Konrad Niedźwiedzki – tak długo.
Zbigniew Bródka: To prawda. Jeżeli cała nasza trójka będzie w dobrej dyspozycji, to jesteśmy w stanie zrobić wiele.
Z drugiej strony ciągle brakuje zaplecza.
Zbigniew Bródka: Nie widać następców, ale była duża przerwa między nami. My byliśmy na wysokim poziomie, a potem luka. Obecnie to się zaciera, dochodzi Adrian Wielgat, który startował z nami już w poprzednim sezonie i to na przyzwoitym poziomie. Przejechaliśmy z nim jeden bieg, miejsce było dalekie, ale różnice niewielkie.