Naszą kolejną bohaterką ,,Łyżew od kuchni” jest Iga Wojtasik. Poznajcie ją ,,od tej drugiej strony” 🙂 Zapraszamy do lektury!
Iga Wojtasik to 22-letnia panczenistka, przebijająca się do światowej czołówki. Jej celem będzie zakwalifikowanie się do igrzysk olimpijskich w Mediolanie. Czas poznać bliżej naszą kadrowiczkę!
– Co interesuje cię poza treningami?
– Mam parę zainteresowań, ale najlepszą odskoczną od treningów jest makijaż. Robię takie typowe wizaże, make-upy okolicznościowe. Nie wyżywam się artystycznie, a po prostu robię to, co sprawia mi frajdę. Zresztą jak wszystko, co związane z urodą, chociażby pielęgnacja skóry czy ciała.
– Laikowi musisz wyjaśnić na czym polega makijaż okolicznościowy. To taki na przykład na wesele?
– Dokładnie. Taki makijaż upiększający.
– Czujesz w sobie artystyczną duszę?
– To zabawne, ale ani trochę. Nigdy nie rysowałam, nie potrafiłam robić żadnych artystycznych rzeczy. Lubię makijaż, ale nie jestem artystką. Nie potrafię wykonywać takich make-upów, jakie można nieraz zobaczyć na pokazach, gdy ktoś zmienia się w zupełnie inną postać. Ja nie robię charakteryzacji. Podkreślam piękno, takie naturalne. Sprawiam, że ktoś ładnie wygląda.
Śmieję się czasem, że to dziwne, że sportowiec wyczynowy przykłada taką wagę do tego typu rzeczy. Bo podczas jazdy kwestia urody powinna schodzić przecież na dalszy plan. Ale wiążę z makijażem pewne plany na to, co po karierze.
– Sama też masz tak, że czujesz się lepiej, gdy jesteś pomalowana? Robisz sobie makijaż na zawody?
– Lubię dobrze wyglądać, ale potrafię też czuć się dobrze i ładnie bez makijażu. Nie przywiązuję uwagi do tego, żeby być pomalowana podczas startów. To byłoby zresztą niepraktyczne. W trakcie zawodów cały czas się przebieram, rozgrzewam, pocę się. Lubię natomiast pomalować się zupełnie bez okazji, ot tak w domu. A z drugiej strony nie mam problemu, żeby wyjść gdzieś bez makijażu.
– A propos tego, co przed startem: masz swoją stałą formułę?
– Mam problemy ze stresem. Przed startem lubię więc mieć kontakt z innymi. Wiem, że dla niektórych to dziwne, bo większość słucha muzyki, odcina się. Ja tak nie umiem. Wolę widzieć i słyszeć wszystko, co dzieje się wokół mnie – wiedzieć, na jakim etapie zawodów jesteśmy i czy czasem za chwilę nie powinnam gdzieś iść. Słuchanie muzyki by mnie stresowało. A gdy utrzymuję kontakt z ludźmi i obserwuję, co dzieje się wokół, jestem spokojniejsza.
– A jak już słuchasz muzyki, to jakiej najczęściej?
– U mnie zależy to od dnia, nastroju, momentu w życiu. Są chwile, w których w słuchawkach leci tylko rap. A są takie, w których dominuje muzyka radiowo-popowa. Moimi ulubionymi wykonawcami, których utwory lubię bez względu na wszystko, są The Weekend i Doja Cat.
– Rap bardziej na smutno czy motywująco?
– Zdecydowanie na motywująco. Lubię takie kawałki, które mają dobry, mocniejszy podkład muzyczny. Jestem w tym niewielkim gronie osób słuchających rap nie tylko dla tekstu. Podoba mi się, jak słowa płyną po melodii.
– Jeśli chodzi o twój… zawód? Właśnie: traktujesz łyżwiarstwo jako zawód?
– Teraz tak. Kiedyś było to dla mnie hobby. Tłumaczyłam sobie, że to po prostu część mojego życia. I niby chciałam coś osiągnąć, ale wszystkie cele wydawały się niesamowicie odległe. Dwa lata temu to się zmieniło. Poświęciłam się łyżwiarstwu w stu procentach i zaczęłam uznawać je za swój zawód. Moi rodzice chodzą do pracy, a ja na treningi. Nie mam co prawda stałego grafiku od poniedziałku do piątku, ale polega to przecież na tym samym. Muszę trenować, jeśli chcę być dobra. Mam nadzieję, że przełoży się to na wyniki. Moim największym marzeniem jest start na igrzyskach. To cel. Po to to robię.
– Skoro to zawód, to trzeba przyznać, że masz fajną pracę. Zwiedziłaś dzięki niej kawałek świata. Który kraj zrobił dotychczas na tobie największe wrażenie?
– Byłam na zawodach w Lake Placid. I to był mój pierwszy raz w USA. Wszystko było takie „wow”, strasznie mi się podobało. Może przez to, że było po prostu zupełnie inaczej niż w Europie. W dodatku miałam możliwość zostać tydzień po zawodach i zwiedzić Nowy Jork. Do tej pory trudno mi w to uwierzyć, że tam byłam.
– A jest miejsce, które chciałabyś zwiedzić, a nigdy jeszcze nie miałaś okazji?
– Tak wypoczynkowo? Marzą mi się wakacje, podczas których nie będę robić nic poza pływaniem w pięknej, turkusowej wodzie gdzieś na Malediwach. Z odległych kierunków chciałabym odwiedzić też Bali. Zaciekawił mnie tamtejszy klimat i kultura. Z bardziej przyziemnych kierunków wybrałabym Włochy. Już tam byłam, ale chciałabym jechać tam w taką podróż kulinarną. Bo rzeczą, którą tak naprawdę najbardziej lubię poza jazdą na łyżwach jest jedzenie (śmiech). Włochy uszczęśliwiłyby mnie pod tym względem.
– Kuchnia włoska jest twoją ulubioną?
– Zdecydowanie. Na drugim miejscu postawiłabym chyba hiszpańską.
– Makarony czy pizza?
– Jeszcze pizza, ale może to dlatego, że nie jadłam jakichś super makaronów.
– No i jeśli już mówimy o Włoszech: Baselga di Pine za cztery lata.
– To na pewno! Zrobię wszystko, żeby tam pojechać.