Mieszkamy w apartamentach i sami przygotowujemy sobie posiłki. Dzięki temu czujemy się jak w domu. Lubię ten klimat i treningi tutaj, a gotowanie to taka fajna odskocznia od zajęć – powiedziała Karolina Bosiek, która razem z całą kadrą długiego toru przebywa na zgrupowaniu w Inzell. W ubiegłym sezonie 18-latka zaliczyła sportowy egzamin, jakim był występ na zimowych igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu, a w przyszłym roku stanie do egzaminu dojrzałości. Czas na maturę.
Za Tobą przełomowy sezon. Będąc jeszcze juniorką pojechałaś na zimowe igrzyska, o czym marzy wielu sportowców. Pierwsze nauki zostały zatem pobrane. To doświadczenie zaprocentuje już w najbliższym czasie?
– Ostatni sezon był na pewno owocny. W głębi serca chciałam dobrze wypaść na igrzyskach, choć pojechałam na nie z przekonaniem, że i tak wiele już zrobiłam. Chciałam pokazać się jak najlepiej w Pjongczangu, ale nie wyszło. Myślę, że ten sezon olimpijski przygotował mnie do dobrych startów w najbliższych latach.
Po sezonie od razu usiadłaś do nadrabiania szkolnych zaległości?
– Tak. Od razu trzeba było wziąć się za naukę, bo było sporo zaległości. Na szczęście wszystko udało się nadrobić, choć kosztowało to wiele pracy.
Skoro jesteśmy przy szkole, to w przyszłym roku czeka Cię matura.
– Zgadza się. Trudno będzie to wszystko pogodzić. To będzie też mój ostatni sezon w gronie juniorów, więc chciałbym się godnie pożegnać ze startami w tej kategorii wiekowej. Nie będę mogła jednak zaniedbać też szkoły w klasie maturalnej. Na będę starała się jak najlepiej godzić naukę ze sportem.
Nie było zatem też zbyt wiele odpoczynku po sezonie?
– To prawda. Najpierw rzuciłam się w wir nauki, a już na początku maja pojechałam na zgrupowanie kolarskie do Hiszpanii.
Teraz jesteś na zgrupowania z kadrą w Inzell, choć hala lodowa pod nosem.
– Trochę byłam zawiedziona, że w Tomaszowie Mazowieckim nie było lodu w czerwcu, ale myślę, że niebawem będziemy już przygotowywać się w naszym obiekcie. Już teraz trenuje tam kadra short tracku. W sumie wyjazd do Inzell też nie jest zły, bo w tym czasie jest tu wielu łyżwiarzy z innych krajów, którzy też mają u siebie tory. To jest po prostu łyżwiarskie miasto.
Zgrupowania w Inzell dalej są takie swojskie?
– Tak. Mieszkamy w apartamentach i sami przygotowujemy sobie posiłki. Dzięki temu czujemy się jak w domu. Lubię ten klimat i treningi tutaj. Lubię spędzać czas w kuchni, więc chętnie gotuję na zgrupowaniu. Cały czas próbuję coś nowego. Gotowanie to taka fajna odskocznia od treningów.
Trochę zmian nastąpiło w kadrze. Nie ma już podziału na żeńską i męską. Teraz trenujecie z Witoldem Mazurem i Tristanem Loyem. Ten ostatni jest nową osobą w sztabie.
– To na pewno dobry trener, który dużą uwagę przykłada do techniki jazdy. Na razie nie mieliśmy jeszcze zbyt wielu zajęć, ale jako szkoleniowiec osiągnął dobre wyniki z Łotyszem Haraldsem Silovsem i Estonką Saskią Alusalu. Zobaczymy, co przyniesie najbliższy sezon i czy zmiany wyjdą nam na dobre.
U Ciebie będzie wiele łyżwiarskich zmian?
– Na pewno mam duże braki w technice i nad tym będę musiała się skupić. Mam nadzieję, że jeśli nadrobię braki, to zacznę jeździć jeszcze szybciej. Wiem też, że po takich zmianach, nie zawsze od razu są owoce. Czasami trzeba poczekać na nieco dłużej. Ważne, żeby zachować spokój.
To będzie sezon, w którym trzeba będzie szykować co najmniej dwa szczyty formy. Pierwszy już na początku grudnia, kiedy w Tomaszowie Mazowieckim ma się odbyć Puchar Świata, a drugi pewnie na mistrzostwa świata juniorów.
– Na pewno każdy z nas będzie chciał pokazać jak najlepiej w zawodach Pucharu Świata w Tomaszowie Mazowieckim. Tym bardziej, że będziemy występować przed własną publicznością. Muszę jednak pamiętać też o tym, że bardzo ważną imprezą dla mnie będą ostatnie w karierze mistrzostwa świata juniorów.