Bartosz Konopko był jednym z pierwszych polskich specjalistów od short tracku, który zaistniał na arenie międzynarodowej. W bogatej karierze, podczas której na kilka lat zdominował rywalizację w kraju, kilkukrotnie ocierał się o medale mistrzostw Europy. Dziś jest trenerem asystentem w kadrze juniorów. Jak wspomina lata ścigania?
Zdobycie kilku medali mistrzostw Polski to nie lada wyczyn. Bartosz Konopko, licząc tylko te indywidualne, ma ich na koncie 27. W tym 22 złote. Na arenie międzynarodowej był jednym z naszych pionierów. – To bardzo miłe, gdy jestem tak określany, ale nie zapominajmy, że w momencie, gdy zaczynałem, jeździł już Maciej Pryczek, a sukcesy zaczynał odnosić też Darek Kulesza – zauważa nasz Bartosz. – My w tamtych czasach wykonaliśmy zresztą duży progres jako grupa. Z Chin przyszedł trener Yang He, zaczęło padać dużo rekordów Polski i zobaczyliśmy, że naprawdę możemy gonić inne kraje – mówi.
Bartosz Konopko kilkukrotnie brał udział w finałowych biegach najważniejszych imprez międzynarodowych. Na koronnym dystansie, 500 metrów, ocierał się o medale. Najbliżej szczęścia był podczas mistrzostw Europy w Soczi w 2016 roku, kiedy to zajął czwarte miejsce. Trzy lata wcześniej w Malmoe był piąty.
Mimo dobrej formy, na igrzyska olimpijskie pojechał tylko raz. Uczestniczył w zmaganiach w Pjongczangu (2018). Z rywalizacji o miejsce w zawodach w Soczi (2014) i Vancouver (2010) pechowo wykluczały go kontuzje. Dziś jest trenerem asystentem w kadrze juniorów. – Szczerze mówiąc nigdy nie myślałem, że tak to się potoczy. Kiedyś miałem taką wizję, że osiądę w Chinach, będę tam trenował, może kogoś poznał i tam już zostanę. A potoczyło się zupełnie inaczej. Poznałem Karolinę, moją żonę, mam wspaniałą rodzinkę i rozwijam się jako trener – mówi Bartosz Konopko.
Co więc przekonało go do obrania takiej drogi? – Kiedy byłem jeszcze aktywnym sportowcem, pan Janusz Bielawski zaproponował mi pracę w jednej ze szkół, bo brakowało w niej trenera. Powiedziałem, że na pół etatu oczywiście, mogę pomóc. Był to sezon 2013/2014. Przydarzyła mi się w nim kontuzja kolana, przez którą nie mogłem walczyć o kwalifikację olimpijską. Skupiłem się więc na rehabilitacji i byciu trenerem. Tak już zostało. Po wyzdrowieniu łączyłem to: byłem zawodnikiem na sto procent i trenerem na sto procent. A dzięki temu, że miałem dobrą dyrekcję, od której otrzymałem wszelkie wsparcie, w 2018 roku moi uczniowie mogli cieszyć się, że ich nauczyciel pojechał na igrzyska – opowiada.
Bartosz Konopko – medale mistrzostw Polski
500 metrów: 7x złoto, 3x srebro
1000 metrów: 7x złoto, 2x srebro
1500 metrów: 8x złoto
* * *
Bartosz Konopko o swojej karierze:
Czy czujesz się sportowcem spełnionym?
Na pewno nie do końca. Wiele razy brakowało mi setnych czy tysięcznych części sekundy do tego, by być bardziej szczęśliwym niż jestem teraz. Do zrealizowania swoich sportowych marzeń. Natomiast to, w czym spełniony się czuję, to takie niepoddawanie się. Życie rzucało mi sporo kłód pod nogi, choćby poprzez kontuzje. Więc cieszę się, że mimo to potrafiłem wywalczyć swoje i cieszyć się z tego, co miałem.
Gdybyś mógł cofnąć się do jednej z chwil, żeby przeżyć ją ponownie, do którego momentu byś wrócił?
Trudno wybrać jedną, ale chyba byłyby to igrzyska olimpijskie. Mimo braku wyniku, przeżyłem tam naprawdę świetne momenty. W ogóle się nie stresowałem, a po prostu robiłem to, co lubiłem. Cały ten sezon olimpijski był fajny, a na samej imprezie czułem się bardzo dobrze.
Gdybyś mógł cofnąć się do jednej z chwil, żeby zrobić coś lepiej, do którego momentu byś się cofnął?
Tu chwil do wyboru jest dużo więcej (śmiech). Ale chyba też mimo wszystko wróciłbym do igrzysk. Tak jak wspomniałem, wynik nie był taki, na jaki liczyłem. Było mnie stać na więcej. W ćwierćfinale schrzaniłem, jeśli chodzi o taktykę. Gdybym pojechał tak, jak było wcześniej założone, to może wywalczyłbym awans. Zamiast trzymać się pierwszej osoby, skupiłem się tylko na blokowaniu. Nie wiem czemu. Gdybym mógł cofnąć czas, pojechałbym inaczej.
Opowiedz swoją ulubioną historię/anegdotę z czasów kariery.
Jak jeszcze byłem w gimnazjum, często narzekaliśmy do trenera, jak to jesteśmy zmęczeni, jak to nogi nas bolą. A trener odpowiadał: “jak boli, to rośnie”. Do dziś się uśmiecham na to wspomnienie, bo coś w tym jest. I teraz, kiedy sam jestem trenerem, to powiedzenie przetrwało. I zostanie chyba ze mną do końca życia.
Co uważasz za swój największy sportowy sukces?
Trudno to określić, bo nie mam jednak żadnego medalu ani Pucharu Świata, ani mistrzostw Europy. Myślę, że moim największym sukcesem było to, że byłem na tyle upartym facetem, by mimo wszystkich przeciwności losu potrafić otrząsnąć się, wstać i iść dalej przed siebie. Mówią, że można być upartym jak osioł. Nie wiem, czy akurat jak osioł, ale na pewno ja zawsze uparty byłem. I wychodziło mi to na dobre. A jeśli chodzi o wyniki, to teraz już jako trener bardziej skupiam się na zawodnikach. Chciałbym, żeby oni osiągnęli te sukcesy, których ja nigdy nie miałem.
Jaka jest największa zmiana, jaka dokonała się w short tracku od czasu, gdy zaczynałeś trenować?
Dużo by wymieniać! Jeśli chodzi o świat, to na pewno sprzętowo zrobiliśmy olbrzymi krok do przodu. Teraz normalne jest, że jak zawodnicy kopną się w płozę, zaraz je wymienią i jadą dalej. W moich czasach trwało to znacznie dłużej, a utrata płozy oznaczała praktycznie eliminację z biegu. Sama świadomość była zresztą mniejsza. Teraz można szukać, zmieniać, wpływać jakoś na sprzęt, żeby coś poprawić. U nas było tak, że dostawaliśmy i… jechaliśmy. Nikt się nie zastanawiał, co to jest, jakie ma wygięcie, jak ma zrobione łuki.
W Polsce natomiast największą zmianą jest chyba świadomość, jeśli chodzi o system trenowania. My trenowaliśmy jak jakieś dzikie osły. Morderczo. Teraz już wiemy, że zajeżdżanie się nie jest kluczem. Można, a nawet trzeba trenować mniej objętościowo, ale za to mądrze. Pojawiła się technologia, która pomaga nam w opracowywaniu planu treningowego.
Jakby potoczyło się twoje życie, gdybyś nigdy nie zaczął trenować?
Tego się nigdy nie dowiemy, ale prawdopodobnie robiłbym coś związanego z architekturą. Zawsze się tym interesowałem, rysowałem. Mój dziadek zajmował się robieniem takich architektonicznych rzeczy, a mi zawsze podobało się, kiedy mogłem mu w czymś pomóc. Ciekawiło mnie to. Może miałem nawet jakiś talent.