Program startów w sezonie 1961/1962 był bardzo bogaty. Wyniki w USA potwierdziły konieczność wcześniejszego rozpoczęcia treningów na lodzie, dlatego począwszy od 1959 r. Związek decydował się na organizację kosztownych listopadowych zgrupowań za granicą, głównie w ZSRR. Jesienią 1961 r na takie zgrupowanie oprócz najlepszych naszych panczenistek: Pilejczyk, Seroczyńskiej i Kalbarczyk wysłano juniorki: Frąckiewicz Mroske i Uryś. Mistrzyni Polski Skrzetuska udała się na urlop macierzyński. Zdecydowano o istotnym odmłodzeniu kadry mężczyzn, stawiając głownie na juniorów. Na 40 dniowy pobyt w ZSRR wysłano z nich m.in.: Święcickiego, Iskrzyckiego, Kowalczyka i Rycke.
Po powrocie z ZSRR kadra startowała w zawodach o Puchar PKOl, które były dla niej eliminacjami do mistrzostw świata. Z kobiet do najważniejszej imprezy sezonu zakwalifikowano: Pilejczyk, Seroczyńską, Schmidt, Mroske i Frąckiewicz. Mistrzostwa po raz drugi rozegrano na naturalnym lodowisku na Vuoksenniska Jäärata w fińskiej Imatrze.
17 lutego 1962 r. zawodniczki stanęły na starcie do biegu na 500 m. Najszybszą z nich, zdobywając tytuł mistrzyni świata na tym dystansie, okazała się być Elwira Seroczyńska.
Największą nagrodę za upór i wytrwałość dostałam podczas mistrzostw świata w wieloboju w Imatrze, w 1962 r. Znakomicie powiodło mi się w wyścigu na 500 metrów. Z czasem 47,8 zajęłam pierwsze miejsce i wręczono mi mały, złoty medal! Uwierzyłam, że mam przed sobą jeszcze szansę na olimpijski start w Innsbrucku i to nie bez nadziei na sukces.
Był to zarazem największy ale i jedyny sukces naszych pań w tych zawodach. Zupełnie bez formy wystartowała Pilejczyk nie kwalifikując się nawet do czołowej 16. Pozostałe nasze reprezentantki zajęły miejsca w trzeciej dziesiątce.
Nie lepiej poszło naszym panczenistom na męskich mistrzostwach w Moskwie. Reprezentowali nas na nich Matuszewski i Ossowski z trenerem Stefanem Rogalskim. Tak te zawody wspominał Matuszewski:
Nigdy w życiu nie jeździłem na łyżwach przy takim mrozie. Kiedy wychodziliśmy na ceremonię otwarcia na stadionie Łużniki, temperatura spadła poniżej minus 25 stopni! Nieśliśmy flagę narodową zesztywniałymi z zimna rękoma (…)
W biegu na 5000 m los zetknął mnie ze sławnym Griszinem, który musiał startować na dystansie, którego nie cierpiał, żeby mieć prawo biegania na 1500 m. Ja, nikomu nie znany Tadek Matuszewski, ten właśnie bieg ze słynnym Griszinem wygrałem! Łyżwiarstwo szybkie to jednak taki dziwny sport, że nie wystarczy wygrywać, by uznać start za udany. Ja w Moskwie dwa razy ograłem swoich rywali a mimo to zająłem bardzo odległe miejsca. Liczył się, bowiem czas. A ten nie wytypował mnie na mistrza.
Czytaj dalej w kolejnej odsłonie cyklu historii łyżwiarstwa – Łyżwiarstwo szybkie w czasach PRL – część VI