Artur Janicki. Mistrz ukulele, wielbiciel sportu.
– Czym lubisz się zajmować poza łyżwiarstwem?
– Sport mimo wszystko zajmuje najwięcej czasu, ponieważ jestem aktywny fizycznie nawet jeśli nie wykonuje treningów związanych z łyżwiarstwem. Pomiędzy wyjazdami, kiedy mogę wrócić do domu, gram ze znajomymi w piłkę nożną, siatkówkę, a czasami nawet mam okazje stanąć na korcie i zagrać w tenisa – po prostu nie potrafię wysiedzieć w miejscu.
Na zawodach i zgrupowaniach ten wypoczynek wygląda nieco spokojniej – czytam książki, obecnie „Mój bieg” Marcina Lewandowskiego. Najczęściej spośród książek biograficznych wybieram te związane ze sportem, ponieważ łatwo jest mi je zrozumieć. Każdy sportowiec, niezależnie od uprawianej przez niego dyscypliny, zmaga się z podobnymi przeszkodami, a najbardziej interesującymi częściami tych książek są momenty, w których autorzy opisują swoje porażki oraz to, w jaki sposób w ogólnym rozrachunku wpłynęły na ich osobowość i późniejsze sukcesy. Wychodzę z założenia, że bycie sportowcem wymaga konkretnej postawy – to nie praca, która zajmuje mi kilka godzin w ciągu dnia i po jej zakończeniu nie ma znaczenia, jak spędzam resztę dnia. Sportowcem jest się całe 24h na dobę: kiedy trenuję, jestem skoncentrowany w 100% na tym, co robię, a gdy przychodzi czas na odpoczynek i regenerację staram się odciąć i zrelaksować czytając książki, dzwoniąc do przyjaciół. Ostatnio moją nową zajawką stała się gra na ukulele. Poza tym jestem związany ze sportem również jako kibic – po prostu jestem wielbicielem sportu i lubię wiele dyscyplin.
Jaką dyscyplinę najbardziej?
– Jestem pasjonatem kolarstwa szosowego, więc oprócz treningów na szosie, jeśli tylko mam okazję, oglądam transmisje z wyścigów kolarskich. Moim zdaniem kolarstwo w Polsce na nowo zaczęło się cieszyć popularnością. Jako kibic w szczególności pamiętam dwa wielkie wydarzenia: wygraną i zdobycie tęczowej koszulki przez Michała Kwiatkowskiego na Mistrzostwach Świata w Ponferradzie i brąz Rafała Majki z Igrzysk Olimpijskich Rio. Zdarłem gardło przed telewizorem podczas kibicowania (śmiech). Ogromnie cieszy mnie obecność polskiego CCC Team wśród najlepszych grup UCI World Tour, takich jak Ineos czy Bora Hansgrohe.
Zaraz za kolarstwem druga w kolejności jest Królowa Sportu – widowiskowe konkurencje, trybuny pełne kibiców, każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Lekką atletykę darzę szczególnym sentymentem, ponieważ jako dziecko miałem nawet okazję startować na mityngach – trener Szymajda dba o to, by dzieci poprzez zabawę miały styczność z wieloma dyscyplinami – oprócz jazdy na łyżwach uczą się rzucać oszczepem, skakać wzwyż itp. Mimo, że okazałem się lepszym łyżwiarzem niż lekkoatletą, to ogromnie cieszę się, że na transmisji z imprezy mistrzowskiej mogę oglądać znajomą twarz i kibicować osobie, z którą łączył nas wspólny klub.
– Jesteś typem maniaka, który podczas igrzysk olimpijskich ogląda wszystko jak leci?
– Zdecydowanie tak. Relacje z IO są warte oglądania nie tylko przez to, że zobaczyć je można jedynie raz na cztery lata, ale są szansą zapoznania się z dyscyplinami, które nie mają stałego miejsca w telewizyjnych ramówkach. Poza tym nawet jak jesteśmy na obozie, włączam sobie różnego rodzaju mityngi czy wyścigi.
– Piłkę nożną też oglądasz? Masz ulubiony klub?
– Pewnie, że oglądam! Kibicuję Barcelonie, a w Polsce Widzewowi Łódź.
– Zainteresowałeś mnie tym ukulele. Skąd się to u Ciebie wzięło?
– Potrzebowałem jakiegoś twórczego hobby, które będzie możliwie łatwe do nauki i będzie mnie relaksowało. Lubię muzykę i myślę, że mam dryg do grania, przede wszystkim sprawia mi to przyjemność.
– Ukulele to dość niestandardowy instrument.
– Przede wszystkim bardzo prosty! A na pewno prostszy niż gitara, bo w niej jest sześć strun, a na ukulele cztery. Mi w zupełności to odpowiada, bo to niewielki i lekki instrument. Mała rzecz, a ile radości (śmiech).
– Na obozach też pogrywasz?
– Tak. Męczę kolegów – zdarza się, że mają dość (śmiech). Czasem coś tam zabrzękam do spania (śmiech).
– Poza graniem lubisz też słuchać muzyki?
– Pewnie. Słuchawki przyjacielem łyżwiarza (śmiech). Zasadniczo nie mam ulubionego gatunku ani wykonawcy. Słucham tego, co akurat wpada w ucho.
– Co ostatnio na playliście?
– Taco Hemingway – najnowsza płyta.
– Zmieniając wątek – sporo podróżujecie. Które miejsce z obecnie zwiedzonych podobało Ci się najbardziej?
– Zdecydowanie wielka zaletą bycia sportowcem są podróże po świecie i szczerze mówiąc, jestem pasjonatem podróży. Spośród wszystkich odwiedzonych przeze mnie miejsc na pierwszym miejscu sklasyfikowałbym Japonię. Dzięki temu, że podczas pobytu na Pucharze Świata odwołali nam lot, mogliśmy poświęcić jeden dzień w całości na zwiedzanie Tokio. Mnogość kolorowych neonów, reklam i świateł, pęd przechodniów po skrzyżowaniu w Shibuya, przejazd niesamowicie zatłoczonym metrem, możliwość spróbowania japońskiej kuchni… Ciężko mi znaleźć słowa, by wyrazić zachwyt nad tym, co tam przeżyłem. Nie do opisania – to trzeba zobaczyć!
– A masz jakieś miejsce, w którym jeszcze nie byłeś, a chciałbyś polecieć?
– Może Australia. Niestety w Australii nie było Pucharu Świata… jeszcze (śmiech). Wiele dobrego słyszałem o życzliwości Australijczyków, a do tego piękne plaże…
– To niemal przeciwieństwo Tokio. Wolisz zatłoczone miasta czy wielkie przestrzenie?
– Tokio jest zachwycające do zwiedzania, ale uważam, że zbyt tłoczne by przebywać tam przez dłuższy okres czasu. Jednak wolę otwarte przestrzenie, gdzie mam poczucie wolności i mogę zachwycić się pięknem natury.