Naszym kolejnym bohaterem ,,Łyżew od kuchni” jest Kuba Piotrowski. Poznajcie go ,,od tej drugiej strony” 🙂 Zapraszamy do lektury!
Jakub Piotrowski wkracza na łyżwiarskie salony. W ubiegłym roku był o krok od wyjazdu na igrzyska olimpijskie do Pekinu. Kolejne, w Mediolanie (2026), będą już z pewnością jego celem, a nie marzeniem. Na co dzień, gdy ma wolne od treningów, lubi oddawać się m.in. gotowaniu.
– Po rozmowie z Olgą Kaczmarek myślę, że nie mogę rozpocząć wywiadu z Tobą od tematu innego niż kuchnia. Ponoć dobrze gotujesz. Jak to się zaczęło?
– Zainspirowała mnie mama. Robi bardzo dobre rzeczy, a przede wszystkim makarony. Stwierdziłem, że też chciałbym spróbować i zacząłem kopiować jej przepisy. Później zacząłem przeglądać inne – na Instagramie czy YouTubie. W ten sposób rozszerzyłem swoją gamę dań.
– Jaką kuchnię najbardziej lubisz?
– Postawiłbym na włoską.
– Co w niej tak wyjątkowego?
– Chodzi chyba o taką prostotę. Bo to bardzo proste do wykonania dania, a przy tym niezwykle smaczne. Lubię przede wszystkim makarony: fajne, szybkie w przygotowaniu. Gdy jest się sportowcem, nie ma się za dużo czasu, więc to też ważny czynnik.
– Przemknęło mi przez myśl, że pewnie są dania, na które ze względu na treningi niespecjalnie masz czas.
– Nawet w takich przypadkach staram się znajdować czas, chociażby podczas dnia wolnego. Najdłużej w kuchni zeszło mi z szarpaną wołowiną. Choć w sumie to bardziej kwestia czekania, bo mięso trzeba było zostawić na pięć godzin w piekarniku. To chyba najbardziej czasochłonne danie, jakie zrobiłem. No, może poza pizzą. Raz trafiła się taka, do której ciasto wyrastało 48 godzin i co jakiś czas trzeba było sprawdzać, czy wszystko z nim w porządku.
– Trzymasz się przepisów czy eksperymentujesz?
– Eksperymentuję. Inspiruję się przepisami, ale wykonuję je po swojemu.
– Gdy rozmawialiśmy wcześniej wspominałeś, że majsterkujesz nie tylko w kuchni.
– To prawda. Lubię zajmować się rowerem, jego serwisem. Gdy mam jakiś problem, staram się zwykle rozwiązywać go samemu. Mimo wszystko to spore koszta, więc po prostu opłacalne jest, gdy potrafi się coś zrobić. Przy okazji mam pewność, że zostanie to zrobione dobrze.
– Z takimi umiejętnościami mógłbyś przetrwać na surwiwalu. Jakbyś na niego trafił, z czym miałbyś największe probelmy?
– Chyba paradoksalnie z jedzeniem. Nie wiem, czy dałbym radę coś upolować. Nie jadam za dużo mięsa, ale w takich ekstremalnych warunkach dostęp do niego byłby mocno utrudniony.
– A jeśli miałbyś gdzieś jechać nie na surwiwal, a tak po prostu – to wolisz ciepłe czy zimne rejony?
– Zimne. Bardzo lubię jeździć na nartach, to przyjemny rodzaj wypoczynku. Nawet po sezonie fajnie skoczyć sobie do Włoch.
– Gdyby istniał teleport, w jakie miejsce teleportowałbyś się codziennie po treningu?
– To trudne pytanie. Mam dwa takie. Pierwszym jest Grecja. To co prawda ciepłe miejsce, ale podoba mi się luz, jaki ludzie tam mają. Drugim byłoby Livigno we Włoszech. Jest bardzo wyciszające.
– Zgaduję, że Livigno uznasz za najładniejsze miejsce, do którego trafiłeś dzięki łyżwiarstwu?
– Tak. Byłem tam i zimą, i latem. Mogę potwierdzić, że jest pięknie niezależnie od pory roku.
– A w jakie miejsce, w którym jeszcze nigdy nie byłeś, chciałbyś pojechać?
– Chciałbym odwiedzić Azję, w szczególności Japonię. Mają świetną kulturę, świetne jedzenie. Słyszałem wiele pozytywnych opinii, ale nigdy tam nie byłem. Choć oczywiście, gdybym miał odpowiednią ilość czasu i pieniędzy, najchętniej zwiedziłbym cały świat.
– Na koniec chciałbym zapytać o muzykę. Czego słuchasz?
– Przeważnie króluje u mnie rap.
– Masz ulubionych wykonawców?
– Jest ich sporo, bo gdy wychodzi nowa płyta, często sięgam właśnie po nią. Ale jeśli miałbym wymieniać ulubionych, to: Sarius, Mata, Taco Hemingway, PR08L3M, Quebonafide.
– W trakcie treningów albo przed startami muzyka też wchodzi w grę?
– Tak, ale wtedy musi być dynamiczna, żeby nastawić się pozytywnie i w miarę agresywnie na start. Muzyka pozwala mi też czasami przetrwać kryzysy, które pojawiają się na obozach. Są momenty, w których trzeba się wyłączyć i wyciszyć. Wtedy, wiadomo, słucham spokojniejszych kawałków, jak Bille Eilish.