Naszym kolejnym bohaterem ,,Łyżew od kuchni” jest Olga Kaczmarek. Poznajcie ją ,,od tej drugiej strony” 🙂 Zapraszamy do lektury!
Olga Kaczmarek to jedna z młodych i bardzo utalentowanych polskich panczenistek. W ubiegłym sezonie zadebiutowała w Pucharze Świata. Na co dzień poza jazdą na łyżwach uwielbia gotować. Bardziej od kuchni gruzińskiej kocha tylko narzeczonego – Kubę Piotrowskiego.
– Co kręci cię w życiu najbardziej, poza łyżwiarstwem i narzeczonym?
– Miałam różne etapy, ale obecnie od dłuższego czasu w moim sercu gości gotowanie. Uwielbiam piec ciasta, ciasteczka, serniczki, bezy… Kuchnia to takie moje miejsce, w którym czuję się dobrze. Gdy w niej jestem, wiem, że mam czas dla siebie. Zawsze, gdy przyjeżdżam do domu, lubię coś popichcić. To mój świat. Nawet jak przeglądam Instagrama czy TikToka, to 3/4 treści dotyczy gotowania.
– Masz jakieś popisowe danie?
– Sernik i bezę. A do tego pączki! Mój tata je uwielbia i zawsze z niecierpliwością czeka na tłusty czwartek. Kiedyś pączki robiła mama, później ja spróbowałam i tak już zostało.
– Skąd w ogóle pomysł na to, żeby zacząć piec?
– Wszystko napędziła pandemia, choć zaczynałam już przed nią. Robiłam ciasta, bułki do hamburgerów, hamburgery. To zawsze lepsze niż standardowy fast food. Zaczęłam oglądać filmiki w internecie i powoli się wkręcałam. Inspiracją stała się mama Kuby, która bardzo dobrze gotuje. Kuba też zresztą w kuchni jest rewelacyjny. Tak się dopełniamy, bo on przyrządza raczej dania wytrawne: mięsa czy makarony, a ja jestem tą od deserków.
– Przy okazji zawodów macie okazję zwiedzić kawałek świata. Zdarzyło się, że zaczerpnęłaś z jakiegoś miejsca kulinarną inspirację?
– Nie było mi dane startować poza Europą, więc z tą egzotyczną kuchnią nie miałam większej styczności, ale w Inzell jest taka restauracja o nazwie B-306. Mają tam steki i żeberka w stylu amerykańskim. Obłędne. Chcieliśmy z Kubą odtworzyć ten smak i jesteśmy już blisko perfekcji! Po ostatnim obozie zainspirowała mnie też Hiszpania. Chciałabym zrobić paellę z owocami morza, choć na to musiałabym mieć więcej czasu. Z obozów kulinarnie zainspirował mnie też ten, w którym mieszkaliśmy niedaleko Gorlitz. Na śniadanie pani zrobiła nam proziaki, czyli sudeckie pieczywo smażone na patelni bez tłuszczu. Bardzo dobre!
– Jaka kuchnia jest twoją ulubioną?
– Z każdej można by coś wyciągnąć. Natomiast moim sercem całkowicie zawładnęła kuchnia gruzińska. Cztery lata temu byliśmy z Kubą w Gruzji na wakacjach i przepadłam. Nie raz robiłam już chaczapuri czy chinkali. Gruzini mają też przepyszne mięso, szczególnie wołowinę.
– Skoro poruszyliśmy już wątek podróży: jakie miejsce z tych, które dotychczas widziałaś, najbardziej cię zachwyciło?
– Chyba właśnie Gruzja. Byliśmy nad morzem w Batumi, a później w Tbilisi, czyli stolicy. To piękny kraj i na pewno kiedyś jeszcze do niego wrócę. Jest niesamowicie: te widoki, klimat i ten luz życia, jaki mają. Gruzja nie jest bogatym krajem, nie ma tam luksusów, ale jest spokój. Pod względem pięknych widoków zachwyciło mnie ostatnio hiszpańskie Calpe. Nie zdziwię też nikogo, jeśli dodam do tego Inzell. To miejsce ma w sobie jakąś magię.
– Jako łyżwiarze w ogóle sporo jeździcie. Jak znosisz podróże?
– Nie męczą mnie, a wręcz przeciwnie. Lubię zwiedzać świat, a sam czas w samolocie czy autokarze może być chwilą na rozmowę. Spędzamy ze sobą sporo czasu, ale to właśnie w podróży najłatwiej usiąść, pogadać na spokojnie, wymienić się informacjami.
– Na koniec chciałbym zapytać o muzykę. Czego słuchasz?
– Bardzo różnych rzeczy, w zależności od tego, co wpadnie w ucho. Gdy jadę autem z Kubą, najczęściej leci rap: Mata, Quebonafide, Taco Hemingway czy Bedoes. Do końca się na tym nie znam, ale kojarzę wiele piosenek. Gdy jestem sama, lubię nostalgiczne klimaty: Billie Eilish, Harry Styles, a z polskich Kaśka Sochacka i Kortez.
– Podczas treningów albo w trakcie zawodów też słuchasz muzyki?
– Zdarza się, ale to zależy od momentu. Jeśli już, to wchodzą mocniejsze brzmienia, takie na pobudzenie.