Męska sztafeta na 5000 m w składzie: Pigeon, Niewiński, Kuczyński i Sellier awansowała do finału mistrzostw świata w short tracku, które odbywają się w Rotterdamie. Polacy w niedzielę powalczą o medal z potęgami w tej dyscyplinie.
Rotterdamska hala Ahoy – która gościła nie tylko wielkie sportowe imprezy, takie jak ME siatkarek, ale też koncerty Metalliki, Celine Dion, Britney Spears, czy Led Zeppelin – pękała w sobotę w szwach. Trudno było przecinąć się przez przejścia między trybunami. Holendrzy kochają łyżwiarstwo szybkie, a short track jest perłą w koronie Królestwa Niderlandów. Warto jednak poświęcić wolny dzień na to, by pojawić się w tym obiekcie, bo emocji było co nie miara.
Sobotnie ściganie w hali Ahoy Arena rozpoczęło się od serii repasażowych. W imponującym stylu do półfinału repasażu na 1500 m awansowała Gabriela Topolska, wygrywając wyścig ćwierćfinałowy. Tak samo zaprezentował się w tej rundzie Felix Pigeon. On triumfował też w kolejnej fazie repasażu i zakwalifikował się do półfinału. Ta sztuka nie udała się Topolskiej, która zajęła 6. miejsce.
W damskim półfinale na tym dystansie wystąpiła więc tylko jedna Polka. Kamila Stormowska jechała uważnie, trzymając się czołówki, ale kiedy mocniej ruszyły Amerykanki – została na czwartej pozycji i tak dojechała do mety. Tym samym uzyskała prawo startu w finale B. Tam ponownie uplasowała się na czwartym miejscu. Ze startu w finanle B zrezygnowała trzykrotna mistrzyni olimpijska, Holenderka Suzanne Schulting, która przewróciła się w półfinale. Z kolei Felix Pigeon, który musiał przebijać się do półfinału przez repasaże, minął linię mety jako siódmy i odpadł z rywalizacji.
W ćwierćfinałach „pięćsetki” mieliśmy aż trzy reprezentantki. 40 minut po wspomnianym finale B na 1500 m na starcie najkrótszego dystansu stanęła Kamila Stormowska. Pojechała w jednej serii z Nikolą Mazur. Ta druga doskonale zdaje sobiej sprawę z tego, że po groźnej kontuzji nie zdążyła na mistrzostwa świata wypracować wymarzonej formy. W ćwierćfinale zajęła ostatnie, piąte miejsce. – Jak na razie jestem zawiedziona – przyznała białostoczanka. – Ale muszę pamiętać, że niewiele brakowało, a w ogóle by mnie tu nie było. Na trzy tygodnie zostałam wyciągnięta z procesu treningowego, a to bardzo dużo w środku sezonu. Jednak jestem tu, żeby walczyć i po prostu chciałam więcej. Ciężko było mi w tym ćwierćfinale złapać odpowiedni rytm. Miałam trudny sezon, ale obfity w wiele cennych lekcji. Kolejnego na pewno nie będę zaczynać od zera.
Trzecia w tej samej serii była Stormowska. Po biegu chwilę czekała na wyniki kolejnych biegów, ale okazało się, że jej czas nie wystarczył, by awansować do półfinału. – O takim a nie innym wyniku zadecydowało początkowe półtora okrążenia – oceniła. – Zbyt długo jechałam za Nikolą. Mogłam wcześniej ją wyprzedzać i gonić Chinkę. Ale taki jest sport, trudno. W sumie mogę być zadowolona i… chcieć więcej. Jeśli chodzi o 1500 m, to półfinał był dla mnie trudny. Pojechałam źle technicznie i taktycznie. Po prostu niezbyt ekonomicznie. W finale B z kolei byłam zbyt spokojna i za późno zaczęłam finiszować. Nie mogę jeszcze porównywać się do medalistek wielkich imprez. Dlatego korzystam w trakcie mistrzostw, zbierając doświadczenie z wyścigów ze światową czołówką.
Przed Stormowską niedzielne starty na 1000 m i w sztafecie mieszanej. W ćwierćfinale na 500 m w sobotę jechała jeszcze Gabriela Topolska, zajmując czwartą lokatę w swoim biegu. Występy short trackowej reprezentacji Polski wspiera sponsor główny – PGE Polska Grupa Energetyczna S.A.
Ten sam dystans to oczywiście specjalność Diane Selliera, urodzonego we Francji, a reprezentującego Polskę łyżwiarza. Wygrywał już przecież tę konkurencję w Pucharze Świata. W Rotterdamie dotarł do ćwierćfinału. To był ciasny bieg, w którym jadący z przodu rywale nie pozostawiali wiele miejsca do wyprzedzania. Sellier przeciął linię mety jako czwarty.
Później – wraz z kolegami: Łukaszem Kuczyńskim, Michałem Niewińskim i Felixem Pigeonem – wziął udział w rywalizacji sztafet na 5000 m. Od samego początku biało-czerwoni jechali uważnie, by nie wdać się w niepotrzebne przepychanki. W pierwszym półfinale zapłacili za to Kanadyjczycy, odpadając z rywalizacji o medale. Polacy dobrze zmieniali, a kiedy na lód padali Kazachowlie i później Belgowie, nasi byli daleko od zamieszania. Wydawałoby się, że chcą spokojnie dojechać do mety, ale zaatakowali Holendrów i dopiero na ostatnich metrach zostali wyprzedzeni przez gospodarzy. Drugie miejsce i pewny awans do finału, w którym ich rywalami będą też Chińczycy i Koreańczycy. – Cały czas była walka o pozycję. Staraliśmy się nie siedzieć na końcu, bo czwarte miejsce jest bardzo niebezpieczne, kiedy narasta tempo. Chcieliśmy być w czołówce – opowiadał Łukasz Kuczyński. – Dobrze zmienialiśmy, utrzymywaliśmy pozycję. Oczywiście siły trochę opadały, ale wyścig kończyliśmy we dwóch i mamy awans do finału. Jeśli chodzi o mój indywidualny start na 500 metrów tok czuję duży niedosyt, bo tok moja koronna konkurencja. Szkoda, że przytrafił mi się falstart. Ale przede mną jeszcze niedzielne wyścigi. Liczymy na sukces!
Prezes Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego, Rafał Tataruch tak podsumował drugi dzień rywalizacji w Rotterdamie: – Bardzo się cieszę, bo po raz pierwszy w historii nasza męska sztafeta awansowała do finału A mistrzostw świata. Chłopaki prezentują wysoki poziom. To był fajny, spokojny bieg. Oby jutro też pokazali się tak samo i będzie dobrze. W tym sezonie nasi kadrowicze prezentują się wyśmienicie. Przede wszystkim walczą. Kiedyś to była jazda na ogonie, żeby tylko dojechać do mety. Teraz jest wiara w siebie, rywalizacja z najlepszymi, szukanie okazji do wyprzedzania. Super się to ogląda – zakończył.
MŚ w short tracku w Rotterdamie potrwają do niedzieli, 17 marca.