Ostatni dzień mistrzostw świata w short tracku przyniósł reprezentacji Polski mnóstwo radości. W konkurencji kończącej trzydniowe zmagania nasza męska sztafeta zdobyła brązowy medal. To drugi krążek czempionatu globu w historii polskiego short tracku.
– Po sześciu latach od srebra Natalii Maliszewskiej na 500 m, znów mamy podium mistrzostw świata. To ważny dzień dla polskiego shorttracku – mówiła po zakończeniu niedzielnej rywalizacji sztafet trenerka kadry, Urszula Kamińska. Mimo że zawodnicy ze sztafety na 5000 m sami przyznali później, że nie był to ich najlepszy bieg, wytrzymali presję, dojechali do mety za potęgami z Chin i Korei Południowej, a przed Holendrami. Występy short trackowej reprezentacji Polski wspiera sponsor główny – PGE Polska Grupa Energetyczna S.A.
Zanim jednak cieszyliśmy się w Ahoy Arenie z medalu, obserwowaliśmy indywidualne zmagania biało-czerwonych na 1000 m. W repasażach wystartowały dwie Polki: Nikola Mazur i Gabriela Stormowska. Mazur była trzecia w swojej serii i odpadła z rywalizacji. Natomiast Topolska w pięknym stylu wygrała bieg i znalazła się w półfinale repasażu. Tu do samego końca walczyła z Węgierka Zsofią Konyą, ale to rywalka okazała się minimalnie lepsza.
Tym samym w ćwierćfinale oglądaliśmy tylko jedną biało-czerwoną – Kamilę Stormowską, zakwalifikowaną z piątkowych eliminacji. – Bardzo liczę na dobry występ w tej konkurencji, bo to mój ulubiony dystans – mówiła w sobotni wieczór. Niestety, wyścig nie poszedł po jej myśli. Na początku próbowała trzymać się czołówki, ale od połowy dystansu inicjatywę przejęły dwie Koreanki – Kim i Shim, które zdobyły dublet kwalifikacyjny. Polka zakończyła rywalizację na ostatniej, piątej pozycji.
Wśród mężczyzn na 1000 m w ćwierćfinale mieliśmy dwóch zawodników. Zarówno Michał Niewiński jak i Felix Pigeon znaleźli się w tym gronie, awansując z eliminacji z małym „q”. Ale mieli duże ambicje, by powalczyć o coś więcej. Pochodzący z Kanady, a reprezentujący od tego sezonu Polskę Pigeon jechał z tyłu stawki. Później próbował przebijać się do przodu, ale rywale byli zbyt mocni. On również w swojej serii był piąty. I wtedy przyszła kolej na Niewińskiego. Ten ambitny chłopak z Podlasia, zawodowy żołnierz, mistrz i rekordzista świata juniorów na 500 m, dokonał niebywałej sztuki. Jechał uważnie, ale cały czas szukał miejsca do wyprzedzania. Kiedy rozległ się dzwonek, sygnalizujący ostatnie okrążenie, Polak wystrzelił jak z procy i wyprzedził na wirażu mistrza olimpijskiego i mistrza świata, urodzonego w Budapeszcie Chińczyka, Liu Shaolina, wygrywając wyścig. Tuż za metą dotknął orzełka na swoim lewym barku. Wskazał tym samym skąd bierze się jego siła do takich wyczynów. W półfinale był już nieco osłabiony i nie potrafił znaleźć sposobu na rywali, zajmując ostatnie, piąte miejsce. Oglądaliśmy go więc w finale B, w którym dojechał do mety jako trzeci.
Ale to nie był dla niego koniec startów w ostatnim dniu mistrzostw w Rotterdamie. W niedzielnych półfinałach sztafety mieszanej walka o finał była bardzo zacięta. Polacy – Mazur, Stormowska, Sellier i Niewiński – jechali w serii z Chińczykami, Włochami i Koreańczykami. Trzecie miejsce w tym mocnym towarzystwie oznaczało zakwalifikowanie się do finału B – obok Belgii, Kanady i Korei. Koreańczycy zrezygnowali później ze startu w decydującym wyścigu. Natomiast już na początkowym etapie upadek zaliczyli Belgowie. Polacy do końca walczyli więc z Kanadyjczykami i przegrali minimalnie. – To była dobra walka do samego końca. Z mojej strony zrobiłam to, co mogłam, a każdy z nas dał z siebie wszystko – mówiła Stromowska. – Szkoda mi natomiast indywidualnego startu na 1000 m. Była szansa awansu do półfinału. Jednak przytrafiły mi się momenty zawahania, które przeszkodziły w osiągnięciu celu. Mistrzostwa świata to zawody innej rangi niż Puchary Świata. Nie wiem, czy zjadła mnie presja, a może miałam zbyt wysokie oczekiwania. Popracuje nad wszystkim i wrócę w następnym sezonie silniejsza.
Jedyny dotychczas medal MŚ w short tracku dla Polski wywalczyła Natalia Maliszewska, która w 2018 roku w Montrealu zdobyła srebro w wyścigu na 500 m. Nasi panowie ze sztafety zamierzali poprawić ten dorobek. Sobotni półfinał poszedł im bardzo dobrze, dlatego w niedzielę liczyli na to, że pokrzyżują plany faworytom z Chin, Korei i Holandii. Jako pierwszy z polskiej ekipy w finale A ruszył Diane Sellier. Na początku spokojnie. Kilka okrążeń było przejechanych przez wszystkich ostrożnie. Do gry wkroczył Michał Niewiński, później Łukasz Kuczyński i Felix Pigeon. Przez pewien czas nawet dyktowaliśmy tempo na zmianę z Holendrami. Ale później Chińczycy wraz z Koreańczykami wysunęli się na prowadzenie. Holender jechał z tyłu i nagle, przez nikogo nie atakowany, upadł. Oznaczało to, że spokojne dotarcie do mety dawało Polakom brąz. – Ale nie chcieliśmy na tym poprzestać walczyliśmy o wyższą lokatę – mówił później Łukasz Kuczyński. Jednak Azjaci byli tego dnia nieosiągalni. Pierwsi linię mety przecięli Chińczycy, przed Koreańczykami i Polakami. Historyczny medal sztafety stał się faktem! – Jestem dumny z całej drużyny. Doskonale się rozumiemy, dobrzed nam się razem trenuje. Na pewno mamy tak zwany team spirit. Po wyścigu podjechałem do chłopaków i powiedziałem im: Kocham Was! – mówił wzruszony Diane Sellier. – Jestem wdzięczny Polsce za to, jak mnie przyjęła i robię wszystko, by zdobywać kolejne medale w biało-czerwonych barwach.
– Czujemy się świetnie, bo cały sezon czekaliśmy na ten moment, żeby dobrze zaprezentować się w sztafecie. Mamy medal, ale muszę przyznać, że nie był to nasz najlepszy wyścig. O wiele lepiej pojechaliśmy w ćwierćfinale. Jednak generalnie zawody na plus i pokazujemy się z coraz lepszej strony – dodał Michał Niewiński. A trenerka kadry, Urszula Kamińska potwierdziła jego słowa: – Wszyscy po prostu zasłużyli na ten sukces. Zarówno zawodnicy, jak i sztab, osoby z nami współpracujące, ale też związek, który umożliwia nam przygotowania. Cieszę się, że nasi łyżwiarze nie tylko jeżdżą, ale również potrafią się ścigać z najlepszymi. To dobry prognostyk przed igrzyskami – stwierdziła.
Prezes Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego, Rafał Tataruch nie krył radości z występu naszych zawodników. – Pojechali pięknie, spokojnie, równo. Mamy historyczny medal. To ogromna radość dla całej społeczności łyżwiarstwa szybkiego. Do igrzysk jeszcze dwa lata. Nasz short track jest na dobrej drodze, choć tę grupę czeka jeszcze dużo pracy. Może będzie medal w Mediolanie? – zakończył szef łyżwiarskiej federacji.
Tym samym międzynarodowy sezon na krótkim torze dobiegł końca. Naszych łyżwiarzy czekają jeszcze mistrzostwa Polski w dniach 22-24 marca w Gdańsku.