Natalia Maliszewska zajęła drugie miejsce na dystansie 500m podczas finałowych zawodów Pucharu Świata w Turynie.
– Nie krzyczałam po biegu, bo był on bardzo emocjonujący, strasznie długo trwał i mocno zmęczył. Aż cztery razy startowałyśmy. Myślę, że mogę powiedzieć, iż srebrny medal po tym biegu to podziękowanie za ciężką pracę – mówiła Maliszewska.
Finał startował aż cztery razy, bo w trzech wcześniejszych próbach zawodniczki na pierwszym wirażu się przewracały – dwa razy van Ruijven i raz Włoszka Martina Valcepina. Maliszewska, która startowała z najgorszego, zewnętrznego toru, była bardzo skupiona. Gdy wreszcie zawodniczkom udało się wystartować, Polka jechała na czwartej pozycji, zaraz za van Ruijven. Wszystko rozstrzygnęło się przed samym finiszem. Maliszewska zaatakowała van Ruijven, wyprzedziła ją, a później jeszcze walczyła z prowadzącą w biegu Valcepiną. Ostatecznie, po sprawdzeniu fotokomórki, okazało się, że Włoszka wyprzedziła Maliszewską o dwie setne sekundy.
– Czuję wielkie wzruszenie i fajnie, że Natalia może cieszyć się ze zwycięstwa. Dzisiaj potwierdziła swoją wielką klasę i wybrnęła z wielu bardzo trudnych sytuacji. To mnie, jako trenera, bardzo cieszy. Dziś zdecydował jej silny charakter, wola walki i chęć wygrywania – komentowała trenerka polskiej reprezentacji Urszula Kamińska.
Maliszewska wielkie emocje swoim kibicom zafundowała zresztą już w półfinale. Ponieważ popełniła falstart przy powtórce musiała bardzo uważać i po pierwszym wirażu była dopiero czwarta, a chwilę później nawet piąta. Rywalki miały jednak okazję, by przekonać się na własnej skórze, jak Polska niesamowicie potrafi przyspieszać. Na jednym z wiraży Maliszewska przesunęła się na trzecią lokatę, a na ostatnim wcisnęła się jeszcze przed Amerykankę Maame Biney i zapewniła sobie miejsce w finale.
– Może to jeszcze do mnie nie dochodzi, że jestem najszybsza, bo to jest coś, co się dzieje teraz. Może dopiero, jak usiądę i odetchnę, to powiem sobie: kurczaku, dobrą robotę odwaliłaś – śmiała się Maliszewska. A jak będzie świętować? – Jesteśmy we Włoszech, tu jest świetna pizza, więc może mała Margarita wleci. Chyba mi się należy, a do tego dziś jest dzień pizzy, czyli dwa święta w jednym dniu.
Niespełna godzinę po szczęśliwym finale Natalia musiała jeszcze raz wyjść na lód, by pojechać w sztafecie mieszanej. Maliszewska razem z Nikolą Mazur, Pawłem Adamskim i Szymonem Wilczykiem zajęła trzecie miejsce w półfinale za Francją i Stanami Zjednoczonymi i w niedzielę pojadą w finale B. Pozostali reprezentanci Polski, którzy pokazali się w sobotę na lodowej tafli w Turynie, nie zdołali przebić się przez repasaże. Kolejną szansę będą mieli w niedzielę.
Maliszewską czeka jeszcze start na 500 metrów w niedzielę. Wtedy też zakończy udział w Pucharze Świata, a już w drugi weekend marca w Sofii walczyć będzie w Mistrzostwach Świata. Czy po złocie w Mistrzostwach Europy i świetnych startach w Pucharze Świata zdobędzie trzeci laur? – Na pewno z takim planem tam pojedziemy. Natalia pokazuje przez cały sezon równą formę. Ona już nie jest tylko pretendentem do zdobycia medalu – mówi Kamińska.