Na zawodach Pucharu Świata w listopadzie 2015 roku doznała skomplikowanego złamania nogi, przeszła dwie operacje, przeżyła dramat rodzinny i była bliska depresji. Teraz wróciła – po blisko dwuletniej przerwie – do polskiej reprezentacji i startem w zawodach Pucharu Świata w short tracku w Budapeszcie zainauguruje sezon olimpijski. Mowa o Patrycji Maliszewskiej, dwukrotnej polskiej olimpijce.
Udany powrót
Łyżwiarka z Białegostoku, wielokrotna medalistka mistrzostw Europy, po prawie dwuletniej przerwie wzięła niedawno udział w zawodach Invitation Cup w holenderskim Heerenveen. Tam była 7. na 500 metrów i 9. na 1000 metrów, co pozwala myśleć o udanych występach w najbliższym sezonie.
To był dobry moment na to, żeby się sprawdzić i zobaczyć, gdzie znowu jestem. Nie ma się co oszukiwać, że powrót do ścigania się po prawie dwóch latach to było wielkie wzywanie. Sama byłam ciekawa, jak sobie poradzę z tym wszystkim. Po tych zawodach jestem zadowolona z czasów, jakie uzyskiwałam. Tym bardziej biorąc pod uwagę nogę, która nie jest do końca sprawna i pewnie już nigdy nie będzie taka jak przez złamaniem – mówiła Maliszewska w rozmowie z Eurosport.Onet.pl.
Fatalne złamanie
To wszystko skutek wypadku, jaki nasza łyżwiarka miała w listopadzie 2015 roku na zawodach PŚ w Kanadzie. Na miejscu wykonano zabieg, który jednak trzeba było powtórzyć po powrocie do Polski, bo noga została źle złożona. To wszystko spowodowało, że powrót do sportu znacznie się opóźnił. Do tego noga wciąż nie jest w pełni sprawna.
– Pierwsza operacja została źle wykonana. Trzeba było zrobić drugą. To znacznie opóźniło procesy regeneracyjne. Straciłam trochę czasu. Do tego pojawiło się pewne ograniczenie, jeżeli chodzi o zakres ruchu, który pozwoliłby mi czuć się bardziej komfortowo. Mimo tego całe wakacje przepracowałam na równi z całą grupą, choć było kilka takich momentów, kiedy trzeba było zmienić nieco mój trening. Nie mogę wykonywać pewnych ćwiczeń, ale w zamian za to staram się robić coś w zastępstwie. Wszystko po to, by osiągnąć podobny efekt treningowy. Nie ma się co oszukiwać, że wiele czasu zajęło mi to, by moja złamana noga zaczęła pracować w taki sposób, w jaki bym chciała – opowiadała 29-latka, która przyznała, że wciąż czuje różnicę między zdrową a złamaną nogą. Ta, która przeszła dwie operacje, szybciej się męczy.
Jeszcze rok temu kulała
W styczniu Maliszewska zaliczyła pierwszy start kontrolny w kraju. Wtedy nie wiedziała jeszcze, jak będzie wyglądała jej przyszłość. Mówiła, że nie może obiecać, iż wróci na wysoki poziom, jaki prezentowała przed kontuzją. Tymczasem osiem miesięcy później znalazła się w polskiej kadrze na zawody Pucharu Świata w Budapeszcie (29 września – 1 października). Udało się jej zatem wskoczyć na wysoki międzynarodowy poziom.
– Zrobię wszystko, żeby jeździć coraz lepiej. Cały czas robię postępy i to mi daje nadzieję na to, że może być dobrze. W żadnym wypadku nie wywieram na siebie presji. Nie czuję jej też ze strony trenerów. Zbyt wiele rzeczy zdarzyło się w ciągu tych dwóch lat, które pokrzyżowały mi trochę plany. Jeszcze rok temu tylko dwa razy w tygodniu wchodziłam na lód. Nie potrafiłam jeszcze nawet dobrze chodzić. Kulałam. Teraz jeżdżę dobrze, choć brakuje mi jeszcze objeżdżenia się w rywalizacji. Jestem już jednak w takim miejscu, że stać mnie na walkę o olimpijską kwalifikację – przyznała Maliszewska, która już dwukrotnie startowała na zimowych igrzyskach – w Vancouver (2010) i Soczi (2014).
Kontuzja, jaka przytrafiła się jej w Kanadzie, na długo pozostaje w pamięci. Łyżwiarka z Białegostoku przezwyciężyła już jednak strach. Bez tego nie byłoby w ogóle mowy o powrocie do sportu.
– Kiedy jeżdżę, to nie myślę o tym. Czuję się dobrze na lodzie i potrafię wejść w taką swoją bańkę, którą tworzę dookoła siebie. Zresztą w międzynarodowych zawodach w Heerenveen już w pierwszym swoim biegu jechałam razem z dziewczyną, z którą miałam ten nieszczęsny wypadek dwa lata temu. Dałam jednak radę. Teraz cieszę się tym, co robię, bo wiem, ile pracy włożyłam w ten powrót do sportu – mówiła Maliszewska.
Koszmarne dwa lata
Ostatnie dwa lata były bardzo trudnym okresem dla naszej zawodniczki. To był nie tylko wypadek i dwie operacje, ale także dramat rodzinny. Maliszewskiej zmarła mama. Łyżwiarka nie ukrywała, że była bliska załamania.
– To, co wydarzyło się w moim życiu przez te ostatnie dwa lata, pozwala mi bardziej siebie doceniać. Teraz cieszę się z tego, jaka jestem silna. Przeszłam naprawdę wiele, a jednak daję radę. I choćby dlatego czuję się wygrana. Byłam już bardzo blisko depresji. Zastanawiałam się, czy życie ma sens – przyznała szczerze.
– To, co wydarzyło się w moim życiu rodzinnym, przytłoczyło mnie. Do tej pory potrafiłam sobie radzić z emocjami, ale tym razem było mi bardzo ciężko. Nie życzę nikomu, by znalazł się w takim stanie, w jakim wówczas byłam. Okazało się wtedy, że jednak nie jestem na tyle silna i potrzebuję pomocy ze strony innych ludzi. Całe szczęście znalazła się taka osoba, która poprowadziła mnie i pomogła mi zrozumieć to, co się stało. To był mój psychoterapeuta, do którego chodziłam – dodała.
Mama była wielkim kibicem Patrycji Maliszewskiej.
– Zawsze była tą pierwszą osobą, do której dzwoniłam. W każdej sytuacji. Czy to wtedy, kiedy działo się coś ważnego w moim życiu, czy też po zawodach. Gdy wracałam do sportu w Opolu, to tak sobie pomyślałam, że w tej sytuacji właśnie zadzwoniłabym do mamy i opowiedziała jej o tym. Ciężko pogodzić się z tym, że jej już nie ma, choć minęło już wiele miesięcy. To nadal jest dla mnie trudny czas. Ta rana jeszcze długo będzie się goiła – opowiadała ze łzami w oczach.
Natalia
Patrycja Maliszewska ma teraz wielkie wsparcie w swojej młodszej o siedem lat siostrze Natalii. Ta przez ostatnie dwa lata wyrosła na jedną z czołowych zawodniczek świata w short tracku. Na swoim koncie ma wiele miejsc na podium w zawodach Pucharu Świata, co wcześniej nie udało się żadnej polskiej specjalistce na krótkim torze, a do tego jest ósmą zawodniczką ostatnich mistrzostw świata na 500 metrów.
– Bardzo się cieszę z tego, że Natalia już mnie przeskoczyła. Gdyby tak się nie stało, to oznaczałoby, że coś jest nie tak w szkoleniu polskiego short tracku. Natalia w końcu nauczyła się korzystać z treningu i dopiero teraz pokazuje, jak wielki ma talent. Dzięki niej mam do kogo równać na treningach. Dla mnie postawa Natalii jest wielką motywacją. Jesteśmy razem i ta więź, jaka jest między nami, pozwala nam przetrwać trudniejsze chwile. Nie ukrywam, że chciałabym, żebyśmy kiedyś razem jeździły na najwyższym światowym poziomie – powiedziała starsza z sióstr, które na co dzień trenują w profesjonalnym zespole OTTO Speed Skating Team.