Rozmowa z KATARZYNĄ BACHLEDĄ-CURUŚ, łyżwiarką szybką z Zakopanego, przed jej piątym olimpijskim startem.
– Jak samopoczucie przed igrzyskami olimpijskimi w Pjongczangu? – Dobrze. Do startu jeszcze dwa tygodnie, więc zostało dużo czasu. Najważniejsze, że jest zdrowie, nie ma żadnego przeziębienia, kontuzji.
– A forma sportowa jak? Wszystko idzie w dobrym kierunku? – Myślę, że tak. Taką mam przynajmniej nadzieję. Wszystko było robione pod tym kątem, żeby ta najwyższa dyspozycji przyszła właśnie na igrzyska. Praktycznie skończyliśmy okres treningowy, został już tylko odpoczynek. Ja jestem dobrej myśli.
– Mówiła Pani wcześniej, że – z racji wieku – musi Pani zmienić sposób przygotowań. Organizm wytrzymał obciążenia? – Poważnej kontuzji na szczęście nie było, ale wiadomo, że jakieś drobne urazy zawsze się przytrafią. Wyjeżdżam na igrzyska zdrowa, z tego się cieszę. A na to, co się będzie działo bezpośrednio przed startem, to już nie mamy wpływu. Będę się starała zaprezentować na zawodach z jak najlepszej strony, przejechać jak najlepsze wyścigi indywidualne. A bieg drużynowy? Jest jeszcze do niego bardzo dużo czasu, odbędzie się pod koniec igrzysk, więc spokojnie do tego podchodzę.
– Pani bardziej się nastawia na biegi na 1500 m i 3000 m, czy na drużynowy, w którym poprzednio miałyście srebro. – Nastawiam się do każdego startu osobno. Nie myślę o tym globalnie, każdy bieg jest czymś innym. Dziś jest to, a to, co będzie pojutrze, na razie mnie nie interesuje. Najpierw biegi indywidualne, później drużynowy. Na bieżąco, po kolei, będziemy wszystko z trenerem ogarniać. Zacznę startem na 3 kilometry.
– To dobrze, że ten teoretycznie najbardziej męczący dystans jest na początku? – Nie można powiedzieć, że jeden bieg jest bardziej męczący od drugiego. Zawodnik, który jedzie na 10 kilometrów, niekoniecznie zmęczy się bardziej niż ten na 500 metrów, każdy start jest maksymalnie wyczerpujący. Tak naprawdę kolejność wyścigów nie stanowi dla mnie różnicy, pomiędzy nimi są dwie doby na odpoczynek.
– Wynikowy cel minimum na igrzyska sobie Pani wyznaczyła? – Tak.
– Jaki? – Nie powiem (śmiech). Nie jestem od tego, żeby szastać miejscami i wynikami. W stawce jest bardzo blisko. Potrzeba pełnej koncentracji, spokojnej głowy, dobrego dnia. Jeśli wszystko się dobrze poskłada, to mogą to być naprawdę fajne igrzyska.
– Tor olimpijski w Korei Płd. Pani odpowiada? – Na mistrzostwach świata w ubiegłym roku wszystko było tam bardzo pozytywne. Dobrze mi się na tym torze jeździło, więc teraz udaje się tam ze spokojną głową.
– Patrząc na Pani suche wyniki w Pucharze Świata, to raz było miejsce blisko podium, raz pod koniec drugiej dziesiątki. Ma to jakieś znacznie? – Myślę, że nie. W tym sezonie chodziło o uzyskanie bardzo szybko pewnej kwalifikacji, potem było budowanie dyspozycji na igrzyska. Ja na te wcześniejsze swoje starty nie patrzę.
– Jak podejść do biegu drużynowego? Macie brązowy medal z Vancouver i srebrny z Soczi. Oczekiwania i presja mogą być na takim poziomie, że może wam to zaszkodzić. – Myślę, że nic takiego nam nie zaszkodzi, na pewno nie presja. Jesteśmy doświadczone, uważam, że ten bieg pojedziemy na miarę swoich możliwości.
– W kadrze olimpijskiej ostatecznie nie znalazła się Katarzyna Woźniak, z którą Pani i Natalia Czerwonka najczęściej ostatnio jeździłyście w Pucharze Świata i wywalczyłyście kwalifikację. To ma znacznie dla zespołu? – Myślę, że nie.
– To będą Pani piąte igrzyska. Jak sama Pani zapowiedziała – już ostatnie. Podchodzi Pani do tego jak do podsumowania kariery? – Olimpijskiej na pewno, ale ja nie zamierzam teraz podsumowywać kariery, bo przecież jej jeszcze nie kończę. Nie bawię się w takie historie.
– Czyli w przyszłym sezonie jeszcze Panią zobaczymy na torze? – Za wcześnie o to pytać.
Rozmawiał Artur Bogacki
Źródło: http://www.sportowy24.pl/aktualnosci/a/pjongczang-2018-lyzwiarka-katarzyna-bachledacurus-to-moga-byc-fajne-igrzyska-rozmowa,12906392/