Rekord życiowy pobity o prawie trzy sekundy, a do tego ustanowiony rekord Polski juniorów – niedziela na łyżwiarskich mistrzostwach świata w wieloboju była znakomita dla 18-letniego Mateusza Śliwki. – Na pewno jest naszą nadzieją na przyszłość – mówi o młodym Polaku trener reprezentacji Polski Paweł Abratkiewicz.
Śliwka miejsce w reprezentacji Polski na mistrzostwa świata w Inzell zapewnił sobie wygrywając wielobojowe mistrzostwa Polski seniorów. W Niemczech spisał się bardzo dobrze, bijąc dwa rekordy życiowe – na 500 i 1500 metrów.
– Nadal trochę się stresowałem, co chyba było widać przy falstarcie, bo mi się nogi trzęsły. Nie ma co ukrywać, że jestem bardzo zadowolony. Założenia były inne, nie sądziłem, że mogę pojechać tak szybko, ale to był ostatni bieg sezonu, więc mogłem dać z siebie tyle, ile tylko było pary w nogach – mówił Śliwka, który przejechał 1500 metrów w czasie 1:47,85, co dało mu osiemnaste miejsce na tym dystansie i dwudziestą drugą pozycję w klasyfikacji wielobojowej. Start biało-czerwonych w Inzell wspierał sponsor polskiego łyżwiarstwa PGE Polska Grupa Energetyczna S.A.
Dla młodego polskiego panczenisty występ w Inzell był pierwszą międzynarodową imprezą seniorską w życiu. Zawodnik UKS Milanówek nie ukrywa, że cele ma bardzo ambitne. – Igrzyska na pewno są największym celem. Oczywiście, jest trochę czasu, ale też czas szybko płynie, więc trzeba cały czas mocno pracować po to, by był progres i by były coraz lepsze wyniki. Po imprezie w Inzell wiem, że muszę popracować nad wytrzymałością, bo ten bieg na pięć kilometrów nie wyszedł tak, jak chciałem. Dla mnie te mistrzostwa były fantastyczną lekcją, bo mogłem się sporo nauczyć i podpatrzeć zachowania najlepszych zawodników – dodał reprezentant Polski.
Start Śliwki w Inzell bardzo dobrze oceniają trener reprezentacji Polski Paweł Abratkiewicz i dyrektor sportowy Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego i medalista olimpijski z Soczi Konrad Niedźwiedzki.
– Na tą chwilę pokazał się z bardzo dobrej strony, bijąc dwie życiówki i ustanawiając nowy rekord Polski. Na pewno jest to nasza nadzieja na przyszłość – mówił Abratkiewicz.
– Dzisiejszy rekord Polski juniorów wskazuje na to, że idzie w bardzo dobrym kierunku. Zresztą za nim bardzo dobry sezon, bo pobił też rekord Polski na 5000 metrów i poprawione dwa rekordy wielobojowe. Na pewno, by myśleć o dobrych wynikach w seniorach już teraz musi się przebijać wśród seniorów. Niekoniecznie musi wygrywać, ale musi się przebijać, a on to właśnie robi – dodał Niedźwiedzki.
Wcześniej na lód wyszła Magdalena Czyszczoń. Polka w biegu na 1500 metrów uzyskała czas poniżej dwóch minut, co dało jej dziewiętnastą pozycję na tym dystansie i dziewiętnastą w wielobojowej klasyfikacji generalnej. To awans o jedno miejsce po pierwszym dniu zmagań, gdy zawodniczka AZS AWF Katowice poprawiła rekord życiowy na 500 metrów, ale nieco słabiej zaprezentowała się na dystansie trzech kilometrów.
– Uważam, że to jest mój bardzo dobry bieg, chyba najlepszy technicznie w tym sezonie. Te dwa dni były dla mnie pod względem technicznym najlepszym czasem w tym sezonie. Zobaczyłam, że jednak mogę lepiej jeździć na łyżwach. Szkoda, że tej formy nie było wcześniej, choćby na mistrzostwach świata w Calgary. Cóż, na pewno te zawody kończące sezon dały mi większe pokłady optymizmu i wiarę w to, że przez najbliższe dwa lata odkopię się i będę miała lepsze starty – mówiła Czyszczoń.
Trener Abratkiewicz jest umiarkowanie zadowolony ze startu biało-czerwonych w kończących sezon mistrzostwach świata w wieloboju i wieloboju sprinterskim w Inzell. Najlepsze miejsca – jedenaste – zajęli w rywalizacji sprinterów Karolina Bosiek i Marek Kania.
– Mieliśmy dobry początek w sprincie, bo Marek Kania był na podium, a po trzech biegach czwarty. Była spora szansa walczyć o podium, ale nie udało się i spadł na jedenastą pozycję. Również na jedenastej pozycji skończyła Karolina Bosiek, która popełniła kilka błędów na dwóch dystansach i to jej przeszkodziło, by być w czołowej dziesiątce, a miała na to duże szanse. Z kolei Magda Czyszczoń nie jest typową wieloboistką, choć poprawiła swój rekord życiowy na pięćset metrów, a w niedzielę zanotowała naprawdę niezły przejazd na tysiąc pięćset. Na pewno jest nad czym pracować – dodał szkoleniowiec polskiej reprezentacji.
Z kolei Niedźwiedzki zwraca uwagę na uraz, jakiego na ostatnim treningu przed startem doznał najszybszy polski sprinter w tym sezonie Damian Żurek. Polak wywrócił się na torze i nieszczęśliwie uderzył w bandę. Dokładne badania będzie miał przeprowadzone w poniedziałek.
– Liczyliśmy, że Damian powalczy nawet o medal, bo miał medale Pucharu Świata i na 500, i na 1000 metrów, a do tego indywidualny medal mistrzostw świata. Niestety, zostaje nam trzymać kciuki, by poniedziałkowe badania wykazały, że nie doznał jakiejś bardzo poważnej kontuzji. Nadziei dodał nam Marek Kania świetnym występem na pięćset metrów i wysokim rankingiem po trzech biegach, ale wiemy, jak bardzo miał ostatnio intensywny kalendarz startów. W tym sezonie zrobił bardzo dużo dobrych wyników. Niektóre biegi były na pewno dobre i to jest zawsze motywacja na kolejny sezon. Do tego bardzo dobrze przygotowany lód i świetne warunki atmosferyczne, które wpływały na bardzo dobre wyniki, a rekordy toru na 1500 metrów zarówno kobiet, jak i mężczyzn nie były przypadkowe – podsumował dyrektor sportowy Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego.