Na igrzyska olimpijskie zarówno sportowcy, jak i trenerzy czekają przez cztery lata. W tym sezonie nasi łyżwiarze szczególnie skupiają się na przygotowaniach i robią wszystko, by zbudować formę zarówno na kwalifikacje, jak i samą imprezę docelową. – Dużych zmian nie wprowadzamy. Bazujemy na tym, co się sprawdza – mówią szkoleniowcy naszych panczenistów.
Każdy z zawodników czy trenerów na pytanie, czy najbliższy sezon łyżwiarski będzie wyjątkowy, odpowie twierdząco. Wszystko przez igrzyska olimpijskie, które odbędą się w lutym w Mediolanie. Do najważniejszej imprezy czterolecia każdy z biało-czerwonych chce być przygotowany na tyle dobrze, by odnieść zamierzony rezultat, a najlepiej zakończyć zawody z medalem.
W polskiej kadrze, którą wspiera sponsor główny PGE Polska Grupa Energetyczna S.A., nie brakuje zawodników, którzy mają już olimpijskie doświadczenie. Z sezonu na sezon ambicje jednak rosną i niektórzy z nich prezentują już na tyle wysoki poziom, że w Mediolanie będą chcieli walczyć o medale.
Ogromna odpowiedzialność ciąży również na trenerach naszej reprezentacji, którzy ułożyli taki plan przygotowań, by najwyższą formę biało-czerwoni zaprezentowali najpierw na kwalifikacjach do igrzysk, a potem na samej imprezie w Mediolanie. Czy zmienili coś w treningach w związku z sezonem olimpijskim?
– Dużych zmian nie było. Staram się wprowadzać drobne nowinki treningowe czy skupić się konkretnym elemencie z danym zawodnikiem, ale tak naprawdę każda kadra ma podobne przygotowania, według stałego systemu – mówi Roland Cieślak, trener naszych długodystansowców. – Jeżeli robimy zmiany, to jak najmniejsze. Rok do roku staram się bazować na tym, co działało lub wprowadzać drobne zmiany przy tym, co nie funkcjonowało dobrze. Chodzi tu głównie o objętość treningową czy intensywność dla poszczególnych zawodników. Ten okres przygotowawczy staram się traktować jak każdy inny: by był jakościowy, a zawodnicy przełamywali swoje bariery i uczyli się, co można jeszcze poprawić – wtóruje Cieślakowi Artur Waś, szkoleniowiec naszych sprinterów.
Jeśli chodzi o krótsze dystanse, to Waś postanowił nieco uporządkować swoją kadrę i podzielił je na podgrupy. – Wyodrębniliśmy czysty sprint, inną grupę tworzą zawodnicy jeżdżący zarówno na 500, jak i 1000 metrów, ale jest też kilku, którzy potrafią startować na 1500 m. Są to tak naprawdę trzy grupy na jednym treningu, ale znaleźliśmy odpowiedni balans i wszyscy działamy w jednym kierunku – mówi trener. – Zawodnicy też widzą, że ta praca idzie do przodu, a w takim przypadku mamy lepszą jakość. Takie rozwiązanie działa na nich mobilizująco.
Czy trudno naszym kadrowiczom będzie zbudować kilka szczytów formy w jednym sezonie na najważniejsze zawody w danym okresie? – Nie obawiam się o to, bo przez ostatnie trzy, cztery lata udawało nam się to robić. Mamy już odpowiedni rytm i wiemy, jak do tego doprowadzić, więc tutaj jestem pewny, że będzie dobrze – mówi Cieślak, a Waś dodaje, że szczytów formy w tym sezonie powinno być nawet więcej, niż dwa. – Mamy Puchar Świata, czyli kwalifikacje olimpijskie, mistrzostwa Europy przed własną publicznością, potem igrzyska olimpijskie, a po nich mistrzostwa świata. Oczywiście, że nie będzie łatwo, ale każdy start uczy zarówno trenera, jak i zawodnika, jak przygotować się do kolejnego występu i możemy wprowadzać korekty.
Warto przypomnieć, że Cieślak współpracuje również z trenerem-asystentem Henkiem Hospesem. Holender ma ogromne doświadczenie i dzięki temu również chce pomóc zawodnikom osiągać najlepsze wyniki. – Jest to bardzo płynna współpraca i cieszę się, że mamy z trenerem Hospesem podobny tok myślenia, nawet w przypadku przygotowań, samych treningów czy nawet techniki jazdy i przygotowania mentalnego. Można powiedzieć, że już się dotarliśmy – uśmiecha się Cieślak.
Waś z kolei był już na igrzyskach olimpijskich jako trener, ale pełnił rolę asystenta. Do Mediolanu pojedzie już jako pierwszy szkoleniowiec. – Mam przyjemność prowadzić tę grupę już kilka lat i tutaj wiele się nie zmienia. Igrzyska w Pekinie wspominam miło, na kilku byłem też jako zawodnik, więc znam już tę imprezę z kilku stron. Mam nadzieję, że z Mediolanu wrócę z kolejnymi wspaniałymi wspomnieniami – kończy Waś.