Jest profesorem nadzwyczajnym na Politechnice Opolskiej, na której był także prodziekanem do spraw organizacyjnych. „Nie jestem fachowcem od łyżew. Dopiero się tego uczę i nie chcę wtrącać się w sprawy trenerów. Ale jako trener lekkiej atletyki byłem przez pięć lat trenerem kadry narodowej w rzucie dyskiem. Nie jestem osobą odrealnioną co do treningu – wiem na czym to polega” – mówi o sobie. Rafał Tataruch niedawno został nowym prezesem Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego.Rozmawialiśmy z nim na temat rozwoju tej dyscypliny.
Skąd w ogóle pomysł, żeby wejść do Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego?
Rafał Tataruch:Pomysł nie jest mój. Dostałem taką propozycję od delegatów – grupy, która chciała dokonać pewnej zmiany. Jestem osobą ambitną i lubiącą wyzwania. Po przemyśleniu zdecydowałem się na kandydowanie. Spotkałem się z ludźmi, poznałem problemy środowiska, zbudowałem program wyborczy i wygrałem w głosowaniu.
Długo Pan się zastanawiał nad przyjęciem tej propozycji?
Rafał Tataruch:Nie miałem zbyt dużo czasu. Dyskusje, przemyślenia i konsultacje z żoną nie trwały długo. Bodajże propozycję dostałem w czwartek, a odpowiadałem na nią w poniedziałek.
Mimo wygranych wyborów, Pańskie nazwisko nadal nie jest w pełni kojarzone z łyżwami. Gdy wpisze się w wyszukiwarkę „Rafał Tataruch” jest dużo pozycji odnośnie Politechniki Opolskiej, sporo o lekkiej atletyce. Skąd więc łyżwiarstwo szybkie?
Rafał Tataruch:Generalnie sport – tak to traktuje. Nie jestem trenerem, tylko osobą, która ma pomóc z zarządzaniu. Wiem, że ludzie próbują mnie zaszufladkować. Słyszę: „skąd lekkoatleta w łyżwiarstwie?”. Na tym stanowisku byli już trenerzy i byli zawodnicy. Ja jestem osobą, która zna się na zarządzaniu. Mamy dobrych trenerów, jednych z najlepszych na świecie. Nie chcę mieszać się w ich pracę, tylko kierować. Na walnym zebraniu delegaci poprzez głosowanie także wyrazili ten pogląd.
Czym przekonał Pan delegatów?
Rafał Tataruch:Przekonało ich pewnie to, że mam doświadczenie w zarządzaniu.
A jaki plan na kolejne cztery lata? A może też dalszą przyszłość?
Rafał Tataruch:W tej chwili mam przed sobą czteroletnią kadencję. Nie mam pewności, że zostanę wybrany na dłużej. Poza tym prawo pozwala być każdemu prezesowi maksymalnie dwie kadencje z rzędu. Mimo wszystko nie mogę patrzeć na to tylko w ten sposób. Wspólnie z zarządem i prezydium podejmujemy decyzje, które muszą wybiegać mocno do przodu. Przygotowujemy strategie działania w oparciu o kolejne cztery lata, ale są to pomysły wybiegające zdecydowanie dalej w przyszłość.
Co to za pomysły?
Rafał Tataruch:Musimy zejść do najmłodszych i upowszechnić wśród nich łyżwiarstwo. Jeśli mówimy o dzieciach, które mają w tym momencie 8-10 lat, nie będziemy mieli efektów w ciągu tej kadencji. Te dzieci będą olimpijczykami za 10-12 lat. Wcześniej co najwyżej będziemy mogli patrzeć na sukcesy juniorskie.
Szkolenie młodzieży będzie flagowym punktem kolejnej kadencji?
Rafał Tataruch:Tak, to jest w tej chwili najważniejsze. Moja oferta zakłada szkolenie instruktorów i trenerów, którzy z kolei będą szkolić najmłodszych. Myślę, że to jest największa luka w szkoleniu – brakuje tych, którzy będą pracować z najmłodszymi. Spróbujemy ją wypełnić. Już od przyszłego sezonu chcemy ruszyć ze szkoleniami.
Większa liczba trenerów to jedno. Ale czy będzie też więcej hal, czy ogólnie miejsc, gdzie dzieci będą mogły wyjść na łyżwy?
Rafał Tataruch:To nie takie łatwe. Jest trochę miejsc w Polsce, gdzie mamy niewykorzystane hale lodowe, choćby hokeja. Jest pomysł, żeby je uruchomić. Już podejmujemy kroki w tym kierunku – już teraz w Katowicach rusza nowy klub short tracku. Ale żeby powstawały nowe miejsca, muszą znaleźć się chętni i przede wszystkim trenerzy, o których mówiłem wcześniej. Nie jesteśmy w stanie sami szukać dzieciaków, ale jesteśmy w stanie dać im pewne możliwości.
Nadal ograniczamy się do kilkunastu miast, w których są miejsca, gdzie dzieci mogą się szkolić. Czy jest możliwość, żeby uaktywnić te duże miasta, w których mogło by być sporo chętnych, a nie ma obiektów?
Rafał Tataruch:Jest to problem. Jeśli nie ma takiej osoby, która jest fanem dzieci, dydaktyki i łyżwiarstwa, to jest z tym ciężko. Mam nadzieję, że dzięki programowi szkolenia nauczycieli uda się znaleźć takie osoby. Choćby kilka osób może spowodować, że przyrost chętnych do ścigania na lodzie będzie większy.
Łyżwiarstwo może być konkurencyjne dla najpopularniejszych dyscyplin?
Rafał Tataruch:Wiadomo, że trudno będzie konkurować z piłką nożną. Tam już 4-latki trenują. Ale mam nadzieję, że ludzi uda się przekonać, że łyżwiarstwo jest ważną i ogólnorozwojową dyscypliną. Pracujemy nad koordynacją, równowagą, szybkością. Te elementy są ważne dla rozwoju dziecka. 8 lat i starsi – to grupa wiekowa, która najbardziej powinna postawić na rozwój motoryki. Rodzice zapisują dzieci na piłkę, basen czy sztuki walki. Dzięki naszym trenerom będziemy chcieli, żeby równie popularne było też jeżdżenie na łyżwach.
Można liczyć na pomoc ministerstwa? Choćby otworzenie możliwości, żeby jazda na łyżwach była w szkołach pewną opcją, taką jaką jest basen?
Rafał Tataruch:Ministerstwo wspomaga upowszechnianie dyscypliny. Nie ma co ukrywać – samą pasją, a bez finansów niewiele można zdziałać. Od roku funkcjonuje program „Złota Łyżwa”, który działa sprawnie. Przypomina mi on „Lekkoatletykę dla każdego”. Wiem, że lekkoatletyka jest dużo bardziej popularna – sam jestem lekkoatletą – ale może uda się rzeczywiście zwiększyć liczbę miejsc, w których dzieci będą trenować i pozyskać je dla łyżwiarstwa.
Jeśli już mówimy o miejscach, w których można jeździć, chciałbym porozmawiać o Stegnach. Czy jest pomysł na rozwój tego miejsca?
Rafał Tataruch: Trudne pytanie. Pomysł na remont Stegien jest, ale… no właśnie. Jest pomysł, nie ma pieniędzy. Nie chciałbym wchodzić głębiej w ten temat. Tor funkcjonuje w okresie zimowym – trenuje tam wówczas dużo osób. Teraz, latem, Stegny są obiektem wrotkarskim. Świetnie działa tam Bartek Pisarek (Prezes Polskiego Związku Sportów Wrotkarskich – przyp. red.). Współpracujemy ze sobą. Więcej na temat rozbudowy nie mogę powiedzieć.
Wydaje się, że Stegny to jedyna nadzieja na rozwój dyscypliny w Warszawie. Czy jest przewidziane stworzenie czegoś nowego?
Rafał Tataruch:Jest wspólna inicjatywa na rozwój sportów lodowych. Wygląda to w ten sposób, że kilka związków, tj. łyżwiarstwo szybkie, łyżwiarstwo figurowe, hokej i curling, przy pomocy ministerstwa i miasta wybudują na Pradze – na terenie starego toru kolarskiego „Orzeł” – kompleks. Zawierałby on nieco skrócony, 333-metrowy tor do jazdy na torze długim, w środku boisko do hokeja, na którym będzie można uprawiać też short track i łyżwiarstwo figurowe oraz tory do curlingu.
I to miało by być zadaszone?
Rafał Tataruch:Tak, to byłaby zamknięta hala, łącznie z infrastrukturą biurową. Tam też każda ze wspomnianych dyscyplin miałaby swoją siedzibę. Ale, jak powiedziałem wcześniej, powodzenie tego projektu zależy od przychylności ministerstwa i miasta.
Jak na razie mamy Tomaszów Mazowiecki i szereg imprez, które się tam odbędą. Mamy pewność, że podołamy finansowo i nie będziemy musieli znowu oddać imprezy?
Rafał Tataruch:Jakbym powiedział, że jest wszystko dograne, nie powiedziałbym prawdy. Nie mamy dopiętego budżetu. Są jeszcze pewne braki. Jesteśmy na takim etapie, że wszystko trzeba jeszcze dograć. O organizacji Pucharu Świata dowiedzieliśmy się 25 czerwca – przejęliśmy te zawody od Berlina. Mamy niewiele czasu. Niektóre miasta mają dwa lata na przygotowania, a standardem jest przeszło rok. My mamy teraz 5-6 miesięcy, z czego dwa z nich to miesiące wakacyjne. Pracujemy nad tym, żeby budżet się spiął. Wkładamy w to dużo wysiłku i jestem przekonany, że damy radę.
Mamy szczęście, że zawody będą rozgrywane niemal tydzień po tygodniu?
Rafał Tataruch:Puchar Świata Juniorów będzie naszą próbą generalną. Mniejsze wymagania, niższa ranga zawodów, ale jednocześnie podobna liczba zawodników. Będziemy chcieli zapewnić transmisję internetową, żeby kibice na całym świecie mogli oglądać te zawody. Puchar Świata seniorów to już zdecydowanie większe przedsięwzięcie i, co za tym idzie, większe wydatki. Choćby na produkcję sygnału.
Zdaję sobie sprawę z tego, ile pracy i wydatków to pochłania. Sama produkcja sygnału telewizyjnego…
Rafał Tataruch:No właśnie, to nasza największa bolączka. Pozostałe rzeczy wydaje się, że wspólnie z Tomaszowem Mazowieckim i naszymi partnerami damy radę na spokojnie zrealizować.
Na ile miasto i ministerstwo jest w stanie pomóc przy organizacji?
Rafał Tataruch:Na razie są deklaracje mocnego wsparcia. Cały czas negocjujemy na ile są nam w stanie pomóc. Mam nadzieję na duże wsparcie ze strony Tomaszowa oraz Urzędu Marszałkowskiego województwa Łódzkiego. Takie zawody będą przecież sporą reklamą dla regionu.
W tym sezonie mamy zaplanowane dwie duże imprezy u siebie, w przyszłym sezonie Mistrzostwa Świata Juniorów na torze długim. Za dwa lata jesteśmy poważnym kandydatem do organizacji Mistrzostw Europy…
Rafał Tataruch:Można nawet powiedzieć, że mamy je praktycznie zapewnione. I do nich zdecydowanie łatwiej będzie się przygotować. Mamy sporo czasu, poza tym z pewnością będziemy mogli liczyć na większą pomoc ze strony ministerstwa. Wiemy, że tam o pieniądze aplikuje się w grudniu i trudno później znaleźć środki na nieprzewidziane wydatki.
Jest taki cel, żeby mieć minimum jedną dużą imprezę na sezon?
Rafał Tataruch:Chcielibyśmy tak organizować – zarówno na torze długim, jak i krótkim. Mamy do tego warunki. Samo miejsce też jest idealne – jesteśmy w samym centrum Europy, więc ISU (Międzynarodowa Unia Łyżwiarska – przyp. red.) chętnie przyznaje nam imprezy. Wszystko zależy też oczywiście od najbliższych zawodów. Jeśli zrobimy je dobrze, będą przyznawali nam kolejne.
A jeśli chodzi o wyniki sportowe? Tu mamy jakieś wyznaczone cele?
Rafał Tataruch:Strategicznym celem są oczywiście igrzyska olimpijskie. Chcemy, żeby jak najwięcej zawodników zakwalifikowało się na igrzyska w Pekinie. Większy potencjał medalowy od łyżwiarstwa ma tylko lekkoatletyka. Świetnie byłoby co cztery lata przywozić minimum 3-4 medale.
A cele na wcześniejszy okres?
Rafał Tataruch:Trzeba dobrze wystartować w Pucharach. Zbudować kadrę tak, aby jak najwięcej osób jeździło w kolejnych zawodach. Ostatni okres nie był rewelacyjny, przez co automatycznie zmniejszyła się liczba przysługujących nam miejsc. Tylko w Tomaszowie, jako organizator, będziemy mieli maksymalną liczbę zawodników. To dobrze, bo będziemy mogli pokazać naszych zdolnych łyżwiarzy. Być może brakuje im jeszcze trochę do tak wysokiego poziomu, ale z pewnością udział w takich zawodach będzie dobry dla ich dalszego rozwoju.
Ten spadek, jeśli chodzi o wyniki, jest skutkiem odmłodzenia kadry. Do tego będziemy dążyć?
Rafał Tataruch:Związek nie będzie ingerował w wiek zawodników. Zawsze na zawody będą jeździć najlepsi. Na igrzyskach medale zdobywają nastolatkowie, ale też trzydziestolatkowie i starsi. Decyduje forma, a nie wiek. Ci, którzy będą najlepsi na treningach i zawodach, z pewnością będą powoływani przez trenerów.
A propos treningu. Od tego sezonu zmieniły się grupy treningowe. Decyzję podejmował jeszcze poprzedni zarząd. Będą jakieś zmiany?
Rafał Tataruch:To fakt, zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym. Kadra trenerska została wybrana na sam koniec poprzedniej kadencji. Nie chcemy robić teraz rewolucji, szczególnie, że ci trenerzy pracują już jakiś czas. Trenerzy i zawodnicy muszą przygotowywać się w spokoju do najważniejszych zawodów. Mamy dobrych trenerów, cały czas ich też obserwujemy. Pierwsze sygnały wskazują, że wszystko idzie w dobrą stronę. Ich pracę zweryfikują jednak wyniki i to po nich, po sezonie będziemy ich oceniać.
To nie jedyne wyzwanie, na jakie może Pan napotkać. Pracuje Pan na Politechnice Opolskiej. Wie Pan jakie stosunki w przeszłości miewały Opole i Białystok. Nie boi się Pan tego tematu?
Rafał Tataruch:Chciałem podkreślić, że to raczej przeszłość. Relacje między tymi dwoma ośrodkami są już normalne. Nie mam problemów kontaktu ani z Opolem, ani z Białymstokiem. Ostatnio wszyscy chcą ze sobą współpracować. To dobry sygnał. Mam nadzieję, że nie będzie konfliktów, bo to szkodzi całej dyscyplinie. Zgoda buduje, niezgoda rujnuje… Konflikty wynikały z niedopowiedzeń i tego będziemy unikać. Trzeba sobie uświadomić, że dobrzy trenerzy i zawodnicy są zarówno w Białymstoku, jak i Opolu. To oni będą stanowili trzon sztafet.
Wszyscy zawodnicy na zgrupowaniach będą pracować razem?
Rafał Tataruch:Na pewno. Taka jest wola wszystkich trenerów. Taki mamy plan, że gdy wyłonimy już te kadry, łącznie z rezerwą, to zawodnicy będą ze sobą trenowali. Liczymy na to, że dobrze przygotują się do startu w sztafetach. Zresztą na torze długim już to funkcjonuje – wszyscy zawodnicy są razem w Inzell. Nie słychać o żadnych konfliktach.
Rozmawiał Dawid Brilowski
Przeczytaj też na: TVP Sport