Jan Szymański na tegorocznych MŚ na torze olimpijskim w Korei był najlepszym z Polaków na ich koronnym dystansie 1500 m. Zajął 8. miejsce.
Jakub Wojczyński: Jesteście już po pierwszych treningach w nowej hali łyżwiarskiej w Tomaszowie Mazowieckim. Jakie wrażenia?
Jan Szymański (medalista igrzysk olimpijskich z Soczi): Trochę się bałem, bo dochodziły do nas informacje, że w trakcie budowy hali są opóźnienia i była to dla nas jedna wielka niewiadoma. Ale jak widać udało się zdążyć i w środę po raz pierwszy weszliśmy na lód. Nie był to jeszcze taki „wypas”, jaki mamy na halach funkcjonujących regularnie, ale na pewno dużo lepiej niż do tej pory w Tomaszowie na torze odkrytym. W czwartek odbyliśmy trening przedstartowy i widać, że stan lodu poprawia się z godziny na godzinę. A cały obiekt? Myślę, że może konkurować z lodowiskami na całym świecie np. przebija ten w Kołomnie, gdzie były rok temu mistrzostwa świata. Oczywiście do obiektu w Heerenveen trochę mu brakuje, ale to nie te pieniądze i nie ma powodów, by narzekać. Tym bardziej, że lokalizacja jest bardzo dobra, do COS-u w Spale jest około 10 kilometrów, więc można to fajnie połączyć i w ten sposób powstał kompleks na światowym poziomie.
Mistrzostwa Polski to pierwsze oficjalne zawody symboliczne otwierające sezon, ale za panem kilka kontrolnych w Inzell. Jest pan zadowolony ze swojej formy?
Jan Szymański: W Inzell startowałem na 3 kilometry i przejechałem ten dystans dobrze, na 1500 m było trochę błędów, ale czuję, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Więcej będę mógł powiedzieć za kilka tygodni po dwóch edycjach Pucharu Świata. Mistrzostwa Polski w ten weekend traktuję jak element treningu, bo w tym sezonie oczywiście są ważniejsze imprezy. Najważniejszym celem jest pojechać na igrzyskach olimpijskich i wrócić stamtąd w jak najlepszym humorze. Dlatego igrzyskom podporządkowuję sezon i nie skupiam się na szykowaniu formy na początek, bo raczej nie mam powodów, by martwić się o kwalifikację olimpijską. Zawody PŚ (cztery edycje do 14 stycznia zdecydują o udziale w IO – przyp. red.) potraktuję raczej z marszu.
Indywidualnie nie musi się pan martwić, ale w drużynie – w której na poprzednich IO zdobyliście brąz – kwalifikacja będzie większym problemem, bo konkurencja jest duża.
Jan Szymański: To prawda, konkurencja jest bardzo duża, a poziom drużyn bardzo wysoki. Trzeba się spiąć, żeby dobrze pojechać w dwóch pierwszych odsłonach PŚ, bo one raczej ustawią sytuację. Wydaje mi się, że Zbyszek Bródka jest w dobrej dyspozycji, Konrad Niedźwiedzki też. Co prawda on trenuje na co dzień w Holandii, ale spotykaliśmy się np. niedawno w Inzell i gdy jeździliśmy razem, to współpraca była dobra, zrozumienia nie brakowało. Dlatego uważam, że będzie ciężko, ale ostatecznie nie powinniśmy martwić się o kwalifikację w drużynie.
Może pan porównać obecną sytuację z tą przed IO w 2014 roku Soczi? Jest teraz bardziej optymistycznie?
Jan Szymański: Soczi to były moje pierwsze igrzyska, teraz jestem bogatszy o zdobyty wtedy medal, o kilka dobrych występów w innych zawodach, o różne doświadczenia. Dlatego nie podchodzę do IO z tak wielkim ciśnieniem jak wtedy, choć oczywiście chcę wypaść dobrze. Tym bardziej, że w trakcie tegorocznych przygotowań wiele poświęciłem, trenowałem bardzo mocno. No i w drużynie to będzie raczej nasz ostatni występ olimpijski w takim składzie.