Natalia Maliszewska awansowała na wszystkich dystansach do kolejnych rund mistrzostw Europy w short tracku, które rozpoczęły się w sobotę w Gdańsku. Polka w sobotę walczyć będzie o medal na swoim koronnym dystansie, czyli pięciuset metrach. Ze świetnej strony pokazały się także pozostałe reprezentantki Polski.
W piątek Maliszewska wygrała swój bieg na 500 metrów, na dystansie dwukrotnie dłuższym metrów była druga, a z kolei na 1500 metrów awans dał jej dobry czas w biegu, w którym zajęła czwarte miejsce. – Głód rywalizacji był ogromny, cieszę się, że mogę znowu ścigać się ze wszystkimi najlepszymi zawodnikami i to na polskiej ziemi. Fajnie, że ten pierwszy dzień wyszedł tak jak wyszedł – mówiła Maliszewska, która razem z Nikolą Mazur, Kamilą Stormowską i Gabrielą Topolską wywalczyła także awans do półfinału w rywalizacji sztafet.
Najlepsza zawodniczka w historii polskiego short tracku nie ukrywa, że mocno pracowała, by osiągać sukcesy nie tylko na dystansie 500 metrów, ale również na tym dwukrotnie dłuższym.
– To może sprawić, że będę miała dwie szanse, a nie jedną. Wiadomo, jaki jest short track, czasem może coś nie wyjść, więc fajnie jest mieć drugą szansę. Powoli zgarniam tę szansę w całości, bo czuję się naprawdę dobrze na tym dystansie – dodała.
Maliszewska z ostatnich dwóch edycji mistrzostw Europy zawsze wracała z medalem na dystansie 500 metrów – w 2019 roku w holenderskim Dordrechcie zdobyła złoto, a rok później w węgierskim Debreczynie miała brąz. – Jakby ktoś się dziś pytał to biorę w ciemno wszystko, ale wiem też, że są to pierwsze zawody po długim czasie. Ja będę robiła to co zawsze, czyli jechała szybko i w lewo – mówiła zawodniczka Juvenii Białystok.
Pozostałym reprezentantkom Polski również bardzo dobrze poszło w piątkowych eliminacjach, bo Topolska wywalczyła awans na wszystkich trzech dystansach, a Mazur odpadła tylko na 1000 metrów, gdy na ostatnim wirażu upadła walcząc z Rosjanką Jewgienią Zacharową. Pewnie awansowała za to do kolejnych rund na 500 i 1500 metrów.
– Dziewczyny pokazały, że są na wysokim poziomie, że potrafią nawiązać walkę z renomowanymi rywalkami. Stać je na wiele, ba, myślę, że stać je na wszystko. To pozwala mi spokojnie patrzeć w przyszłość, bo widać, że są dobrze przygotowane – oceniła występ swoich zawodniczek trenerka reprezentacji Urszula Kamińska.
Gorzej poszło męskiej kadrze, bo żaden z trójki startujących zawodników nie zdołał przebić się przez eliminacje. Trzeba jednak dodać, że z powodu problemów zdrowotnych w Gdańsku nie mogło wystartować trzech zawodników, którzy wcześniej najlepiej zaprezentowali się na krajowych eliminacjach.
– Z tego powodu przyjechali tu młodsi zawodnicy, dla których to jest bardzo cenne doświadczenie, bo Paweł Adamski i Mateusz Mikołajuk pobili swoje rekordy życiowe, czyli też pokazali, że są dobrze przygotowani. Paweł osiągnął świetny czas, wygrał z zawodnikami, którzy byli w półfinałach Pucharu Świata. To jest czas naprawdę bardzo blisko czołówki, więc to napawa optymizmem i pokazuje, że idziemy w dobrym kierunku – dodała Kamińska.
Adamski, choć nie udało mu się wywalczyć awansu, był zadowolony zwłaszcza ze startu na 500 metrów. – Przyjechałem się sprawdzić po roku bez większych startów. Z pięćsetki jestem zadowolony, bo osiągnąłem czas, który jest tutaj w TOP 10. Byłem bardzo bliski awansu, przegrałem naprawdę ze światową czołówką. Wielkie brawa dla dziewczyn, bo pokazały się w kapitalnym stylu – mówił Adamski.
Organizowane w Gdańsku Mistrzostwa Europy są dopiero pierwszą międzynarodową imprezą w short tracku w tym sezonie. – Z dużą niepewnością i z wielką obawą przygotowywaliśmy się do tej imprezy. Cieszę się, że ruszyliśmy i wszystko jest w jak najlepszym porządku. Oczywiście, nie mnie tego oceniać, ale mogę powtórzyć głosy przedstawicieli wielu reprezentacji, którzy chwalą oprawę i przede wszystkim lód, bo to jest dla nich najważniejsze. Całość zbudowana jest z wielu szczegółów i staraliśmy się, by wszystkich dokładnie dopilnować – mówił prezes Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego Rafał Tataruch.
– Uwielbiam zawody, cieszę się, że wreszcie doczekaliśmy się startu. Zawsze jestem zniecierpliwiona, bo chcę zobaczyć, w jakim miejscu jesteśmy – mówiła Kamińska.
W sobotę, która będzie drugim dniem imprezy w hali Olivia, zaplanowana jest dalsza rywalizacja – aż do finałów A – na dystansach 500 i 1500 metrów oraz półfinałowe wyścigi sztafet. – Marzenia są przepiękne i oby się spełniły. Chcielibyśmy bardzo mieć medal, bo on jest bardzo ważny dla promocji całego łyżwiarstwa – mówi Tataruch.
Organizację mistrzostw Europy w short tracku wsparły Ministerstwo Sportu, miasto Gdańsk oraz samorząd Województwa Pomorskiego.