Ponad trzy lata minęły od poważnego wypadku Natalii Czerwonki, która na treningu kolarskim zderzyła się z ciągnikiem. Teraz 29-letnia panczenistka, wicemistrzyni olimpijska z Soczi w wyścigu drużynowym, chce powalczyć o medal indywidualny Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pjongczangu. – Nie boję się mocnych słów. Będę walczyć o ten medal i na pewno tanio skóry nie sprzedam – powiedziała lubinianka w rozmowie z Onet Sport.
Tak naprawdę już po Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Soczi, na których wywalczyła srebrny medal w wyścigu drużynowym, miała zrobić duży skok. Wtedy jednak na przeszkodzie stanął ten nieszczęsny wypadek, który omal nie zakończył jej kariery. Na szczęście do rywalizacji powróciła jesienią 2015 roku.
– Bardzo mocno przygotowywałam się do tego poolimpijskiego sezonu. Czułam, że będę mocna. Gdzieś jednak u góry jest pisany dla nas pewien plan i pewnie tak miało wówczas być. Tak naprawdę każdy rok po tym wypadku jest dla mnie inny – mówiła Czerwonka.
– Pierwszy sezon startów był czymś niesamowitym. Cieszyłam się z każdego przejechanego okrążenia. Udało mi się też wrócić do czołówki. Z każdym kolejnym rokiem wymagałam od siebie więcej i to mi pomogło. Wciąż jednak czuję, że mogę poprawić jeszcze sporo w swojej jeździe, a to otwiera przede mną kolejne możliwości. Dlatego myślę, że igrzyska w Pjongczangu nie będą moimi ostatnimi – dodała.
Ubiegły sezon był najbardziej udany dla Czerwonki, jeżeli chodzi występy indywidualne. Pod okiem trenera Arkadiusza Skonecznego łyżwiarka z Lubina wykonała spory skok jakościowy. Czerwonka zajęła siódme miejsce w wielobojowych mistrzostwach świata w Hamar, ustanawiając rekord Polski. Taką samą lokatę zajęła też w wielobojowych mistrzostwach Europy. Indywidualnie jej najlepszym osiągnięciem było dziesiąte miejsce na 1500 metrów w mistrzostwach świata na dystansach w Gangneung. Nasza zawodniczka bardzo dobrze spisywała się także w Pucharze Świata. W grudniu ubiegłego roku zajęła w Heerenveen piąte miejsce na 1500 metrów. To był najlepszy jej wynik w karierze. Zresztą na tym dystansie wielokrotnie plasowała się w czołówce PŚ w ubiegłym sezonie. Z bardzo dobrej strony pokazała się także na 1000 metrów, zajmując w styczniu siódme miejsce w Berlinie. To był sygnał, że nasza łyżwiarka może być mocna w sezonie olimpijskim.
Czerwonka poczuła, że jest bardzo blisko światowej czołówki. Postanowiła zatem uruchomić rezerwy, jakie w niej drzemią.
– To sezon olimpijski, więc cały świat szykuje się jak na wojnę. Ja też nie chciałam być gorsza. Postawiłam na swoim i od maja jeżdżę już na łyżwach – zdradziła Czerwonka.
Przez pierwszych sześć tygodni były to łyżwy przeznaczone do short tracku.
– Trenowałem z grupą Otto Team, do której należę. Nigdy tak wcześnie nie zakładałam łyżew. Oboje z trenerem wiemy jednak, gdzie mam rezerwy. Dlatego postanowiliśmy popracować bardzo dużo nad techniką. Głównie, jeżeli chodzi o jazdę na wirażu. Trenowałam z najlepszymi zawodniczkami short tracku w Polsce i jednymi z najlepszych na świecie. Uczyłam się od młodszej od siebie o siedem lat Natalii Maliszewskiej. Dała mi ona dużo energii i siły. Z każdego treningu chciałam wynieść tyle, ile mogę. Nie przesadzę jak powiem, że po każdych zajęciach głowa mi parowała – opowiadała Czerwonka.
Sama zawodniczka widzi teraz, że praca, jaką wykonała, przynosi niesamowite efekty. Pod wrażeniem jej jazdy i skoku jakościowego, jaki wykonała, są także fachowcy.
– Jeszcze nigdy nie wykonałam tak wielkiej i tak mądrej pracy na lodzie. Widać to też po rezultatach, bo nigdy tak szybko nie zaczynałam sezonu – przyznała uradowana Czerwonka, która nadrabia teraz zaległości z początków kariery, kiedy została nieco zaniedbana od strony technicznej.
Nasza zawodniczka na tym etapie w ubiegłym roku była wolniejsza na 500 m o 0,7 sek., na 1000 m o 1,8 sek., na 1500 m o 2,6 sek., a na 3000 m aż o 8,7 sek. Te wyniki mogą naprawdę robić wrażenie.
– To wszystko zasługa treningu short tracku i wspólnych obozów z trenerem Sebastianem Crossem, z którym mój szkoleniowiec dalej konsultuje pewne sprawy. Bardzo dużo nauczyliśmy się – powiedziała Czerwonka, która nie ukrywa, że inspiracją dla niej i jej trenera była Holenderka Jorien ter Mors. To medalistka mistrzostw świata w short tracku, która przerzuciła się na łyżwiarstwo szybkie. Już w drugim sezonie startów na długim torze została w Soczi mistrzynią olimpijską na 1500 metrów i w wyścigu drużynowym. W 2016 roku została mistrzynią świata na 1000 i 1500 metrów, a w tym roku sięgnęła po brąz MŚ na 1000 metrów. Do tego została brązową medalistką MŚ w sprinterskim wieloboju.
Kiedy w ubiegłym sezonie – poza mistrzostwami świata i wielobojowym czempionatem – zaliczyła także mistrzostwa świata w sprinterskim wieloboju w Calgary, wielu trenerów zastanawiało się, co ona wyprawia. Tymczasem Czerwonka razem ze swoim szkoleniowcem realizowała nakreślony plan. Chciała sprawdzić się na szybkim lodzie, na którym w tym sezonie odbędzie się jeden z Pucharów Świata. Zresztą z Calgary wróciła z rekordami kraju na 500, 1000 metrów i w wieloboju sprinterskim. Do tej kanadyjskiej miejscowości, w której w 1988 roku odbywały się igrzyska olimpijskie, wróciła jeszcze latem. Razem z zawodnikami short tracku z Otto Team pojechała tam na kilkutygodniowe zgrupowanie.
– Trening short trackowy, który jest bardzo ciężki, bo odbywa się na bardzo dużym zakwaszeniu, wprowadza coraz więcej Holendrów. Coraz więcej panczenistów zdaje sobie sprawę z tego, że przynosi on dobre efekty – zauważyła Czerwonka.
Nie trzeba zresztą szukać daleko. Zbigniew Bródka jeszcze w 2006 roku był jednym z kandydatów do wyjazdu na igrzyska w short tracku. Osiem lat później został mistrzem olimpijskim w łyżwiarstwie szybkim na 1500 metrów.
Nasza łyżwiarka chciałaby pójść w ślady swojego starszego kolegi i też marzy o tym, by stanąć na olimpijskim podium.
– Wiele osób marzy o tym medalu, ale na pewno tanio skóry nie sprzedam. W ostatnim czasie bardzo zbliżyłam się do najlepszych zawodniczek na świecie na 1000 i 1500 metrów i na tych dwóch dystansach będę upatrywała swoich szans – zapowiedziała Czerwonka.
Przed olimpijskim sezonem nasza panczenistka pomyślała o wszystkim. Nie tylko zmieniła swój trening, ale także zmieniła sprzęt. Porzuciła płozy Vikinga
– Przeanalizowaliśmy razem z trenerem, jakim sprzętem dysponują najlepsze zawodniczki na świecie. Wyszło nam, że zdecydowana większość jeździ na płozach firmy Maple. To na pewno jest zmiana na plus. Najważniejsze, że się dobrze w nich czuję – zakończyła.