W weekend rusza rywalizacja w Pucharze Świata w łyżwiarstwie szybkich. Jedną z nadziei biało-czerwonych na udany występ jest Kaja Ziomek, która w przeszłości święciła sukcesy w stolicy Białorusi
– Za panią udane październikowe mistrzostwa Polski – z Tomaszowa Mazowieckiego wróciła pani z trzema medalami. Odczuwa pani pełne zadowolenie ze swoich występów?
– Kaja Ziomek (reprezentantka kraju, tegoroczna mistrzyni Polski na 500 m i w sprincie drużynowym): Osiągnięte czasy były potwierdzeniem formy sprzed jednego i dwóch tygodni w Inzell. Wraz z Adrianną i Olą Kluk przejechałyśmy bardzo fajnie finał sprintu, bez żadnych większych problemów. Przed zawodami liczyłyśmy po cichu na brąz, ale każda z nas pojechała super i można powiedzieć, że złoto trochę nas zaskoczyło. Tak naprawdę rywalizacja w team sprincie jest bowiem pewnego rodzaju zabawą podczas MP. Na co dzień nie trenujemy z dziewczynami w klubie, dlatego nie można było czegokolwiek zakładać przed startem.
– Kolejny triumf dołożyła pani na dystansie 500 m.
– Lód w Tomaszowie nie jest za szybki, ale czas 38,90 sekundy pozytywnie mnie zaskoczył. Udowodniłam również sobie, że nawet w takich warunkach jestem w stanie przejechać bardzo szybko. Przyjmuję to za dobrą monetę na kolejne starty w sezonie.
– Trzeci z krążków, brąz, przypadł pani na dystansie 1000 m.
– Zdawałam sobie sprawę z siły koleżanek, dlatego do udziału w tej konkurencji nie podchodziłam z ambicjami zdobycia pierwszego czy drugiego miejsca. Bieg na 1000 metrów zawsze traktuję w kategorii przygotowania pod kątem 500 metrów. Trzeba go przejechać mocno, jak najlepiej technicznie. Z brązowego medalu cieszę się również dlatego, że w Tomaszowie jeszcze tak szybko nie przejechałam tego dystansu (1.19,06 – dop. red.).
– Forma w tym sezonie ponoć miała przyjść szybciej niż w poprzednich latach.
– W zeszłym roku idealnie udało się trafić z najwyższą formą na lutowe mistrzostwa świata w Inzell. Na bieżący sezon zakładamy tak samo, ale chcemy przejechać osiągać dobre czasy już na starcie sezonu Pucharu Świata i piąć się z nią coraz wyżej. Wspólnie z trenerem uznaliśmy, że szczyt formy znów ma przyjść na MŚ.
– W lutym tego roku, na MŚ w Inzell, pobiła pani swój rekord życiowy na 500 m (38,09 s). Zejście poniżej 38 sekund jest planem w najbliższych miesiącach?
– Jak najbardziej tak. To jeden z moich celi na ten sezon, żeby złamać tą barierę i jeszcze mocniej wyśrubować rekord Polski. Tym razem może być mi łatwiej, choćby dlatego, że MŚ zostaną rozegrane w Salt Lake City, na torze uważanym za najszybszy na świecie. Do tego czasy z ostatnich tygodni napawają mnie optymizmem. W Inzell przejechałam 500 m już z rezultatem 38,40 s.
– Inne pani cele to m.in. regularne występy grupie A Pucharu Świata i pierwszej dziesiątce MŚ? Jakie detale w łyżwiarskim fachu wymagały bądź nadal wymagają u pani szczególnej poprawy, by na stałe zagościć w światowej czołówce?
– Na każdym treningu pojawia się kilka elementów, które trzeba szkolić. Po poprawie jednych rzeczy trzeba szlifować kolejne, dlatego nasz trening jest nieustannym szukaniem mankamentów, by na zawodach osiągać coraz lepsze czasy. Na pewno chcę pracować nad tym, by obniżyć swoją sylwetkę podczas jazdy. Oglądając na powtórkach swoje starty, uważam, że dalej jadę za wysoko. Do tego dochodzi kilka elementów technicznych, m.in. wyjście ze startu czy ułożenie się w pozycji startowej. Nadal muszę pracować nad ostatnią prostą, żeby dojeżdżać do mety w mocnym tempie.
– PŚ w tym sezonie rusza zawodami w Mińsku. Stolica Białorusi jest dla pani szczęśliwy – w maju zeszłego roku, wraz z drużyną zdobyła pani srebro na Akademickich Mistrzostwach Świata.
– Tor w Mińsku już wcześniej był dla mnie szczęśliwy. Lubię go, hala przytulna, przyjemnie tam się startuje. Jeszcze w kategorii juniorskiej, wspólnie z dziewczynami zdobywałyśmy dwukrotnie medale PŚ w team sprincie. Same AMŚ zakończyłam dwoma medalami. Oprócz srebra w sprincie drużynowym, zdobyłam też brąz indywidualnie na dystansie 500 metrów. Radość z tego krążka była tym większa, że to był najgorszy bieg w moim życiu. Był to marzec, końcówka sezonu olimpijskiego, wypełnionego mnóstwem startów, na dodatek ciągłymi dalekimi podróżami czy do Korei Południowej, czy USA.
– Kopalnią wiedzy o pani wynikach czy treningach jest pani fanpage na Facebooku.
– Początkowo w ogóle nie byłam przekonana do niego. Dużo osób, w tym moja mama, przekonywały mnie do zmiany decyzji, żebym dzieliła się informacjami w mediach społecznościowych. W końcu założyłam konto, ale początki były trudne. Wstydziłam się, nie wiedząc, jak prowadzić swój profil. Nikim się nie inspirowałam, bo uważam, że posty muszą być wyrażeniem siebie. Taki przyjęłam styl – nie piszę zbyt często, ale staram się opowiadać ludziom o wydarzeniach w moim życiu. Prowadząc fanpage, dostaję od ludzi dużo wsparcia. Widzę, jak ludzie kibicują, gratulują czy po prostu piszą, że oglądali mój bieg. To budujące zarówno przed, jak i po zawodach.
– Czy mama, pani największy kibic, przygotowała nowe transparenty na kolejny sezon?
– Ona od zawsze jeździ za mną, gdy tylko może. Kilkukrotnie była na zawodach w Holandii czy Berlinie. W Polsce, gdy nie przeszkadzają jej inne obowiązki służbowe, zawsze mogę liczyć na jej obecność na trybunach. Kiedyś denerwowałam się, gdy przynosiła ze sobą transparenty, bardzo mnie to zawstydzało. Teraz bardzo mi się one podobają. Startując za granicą, widzę, że takie rzeczy są na porządku dziennym. Na PŚ mama potrafi zebrać większą ekipę – rodzinę i znajomych. Wszyscy przyjeżdżają i starają się mnie wspierać.
– Na początku roku została pani ambasadorką Centrum Mediacji Sportowej.
– Ambasadorką byłam przez pół roku. Pomysł włączenia się do tego projektu wyszedł od jednego ze znajomych. Przez większość czasu jestem uśmiechnięta i zadowolona, stąd pomysł, żeby z moim wizerunkiem i uśmiechem można promować rozwiązywanie konfliktów poprzez mediację. Sama nigdy nie musiałam szukać pomocy w spornych sytuacjach, ale inicjatywa przypadła mi do gustu i przyjęłam propozycję. W Polsce jeszcze ludzie sportu nie korzystają zbyt często z mediacji, ale mam nadzieję, że wkrótce to się zmieni.
– We wrześniu prowadziła pani zajęcia z młodymi adeptami Cuprum Lubin.
– Łyżwiarstwo szybkie nie jest w Polsce popularną dyscypliną, dlatego każda forma promocji jest nam potrzebna. Będąc wyjątkowo w rodzinnym domu, co akurat rzadko się zdarza, stwierdziłam, że pojawienie się na treningu szkółki będzie świetnym pomysłem. Wcześniej, latem brałam udział w prowadzeniu zajęć Regionalnego Centrum Sportu w Lubinie. Kiedy oprócz trenerów pojawia się ktoś inny, kto może urozmaicić zajęcia, dzieci reagują entuzjastycznie. Przyszłość w roli szkoleniowca? Jeszcze nie zastanawiałem się nad tym, ale raczej nie myślałam o pójściu w tym kierunku.