Rzeczpospolita: Igrzyska coraz bliżej, olimpijska gorączka już jest?
Zbigniew Bródka: Jeszcze nie, pamiętamy bowiem, że przed nami są kwalifikacje do igrzysk, więc tak naprawdę musimy zbudować dwa szczyty formy, żeby również w Pjongczang wypaść dobrze. Tym dwóm celom wszystko podporządkowaliśmy.
Nad czym pracowaliście na zgrupowaniu w Inzell?
Jestem zadowolony z tego okresu przygotowawczego, mimo że mam jeszcze problemy z mięśniem czworogłowym. Wierzę, że jestem w stanie się wyleczyć i być w pełni sił podczas kwalifikacji olimpijskich i już w samym Pjongczang. Wykonaliśmy ciężką pracę, niczego nie zaniedbaliśmy. Cały czas szukamy też nowinek, które nam pomogą.
W skokach narciarskich trwa nieustanny wyścig zbrojeń, a jak jest u łyżwiarzy szybkich?
Pojawiły się nowe płozy, które jeszcze w zeszłym roku nie były tak dostępne. Sporo zawodników na nich jeździ, ja też je testuję. Pewnie będą również jakieś testy materiału, z którego szyte są stroje. Trzeba cały czas trzymać rękę na pulsie.
Igrzyska w Azji to konieczność aklimatyzacji. Doświadczenie podpowiada, jak opracować najlepszy plan?
Jeździliśmy na Zachód, jeździliśmy na Wschód i wydaje się, że wszystko wiemy, ale zawsze może się zdarzyć coś, co nas zaskoczy, choćby tak prozaiczna rzecz, jak opóźnienia bagażu. Na takie niespodzianki trzeba również być przygotowanym. Staram się wykorzystywać swoje doświadczenie z pracy strażaka, bo tam, jadąc do zdarzenia, nigdy nie wiem, co mnie czeka, gdy już dotrę na miejsce. Są ustalone procedury, ale dopiero na miejscu okazuje się, jak szybko muszę działać. Generalnie jestem życiowym optymistą. Wierzę w swoje umiejętności i szczęście, bo jeżeli zacznę widzieć wszystko w czarnych barwach, to na starcie i podczas biegu mojemu samopoczuciu to na pewno nie pomoże. Mam zawsze plany A, B i niekiedy nawet C, zależnie od tego, jak rozwinie się sytuacja, ale przede wszystkim wierzę w swoje umiejętności.
W łyżwiarstwie szybkim ważna jest „szybkość” lodu. Czego można się spodziewać w Pjongczang?
Mieliśmy możliwość testowania całego obiektu na rok przed igrzyskami, podczas mistrzostw świata, jak to zwykle bywa. Tor wydaje się bardzo szybki. Ściągnięto do pracy najlepszych lodomistrzów z Kanady. Myślę, że takie same warunki będą panowały na igrzyskach, ale wszystko okaże się na miejscu. Trzeba być gotowym na wszelkie scenariusze. Wiadomo, że są różne preferencje, ale jakość lodu będziemy znali już wcześniej.
Ja wolę ten cięższy lód, bardziej wymagający, taki, na którym trzeba użyć więcej siły. Trudniej mi się jeździ na torach szybkich, gdzie nie do końca mogę pokazać swoją moc. Ale na przygotowanie lodu nie mam wpływu i trzeba sobie będzie poradzić niezależnie od okoliczności. Nie ma przebacz.
Od tego sezonu wreszcie będziecie mogli potrenować trochę w domu, dzięki Arenie Lodowej, która powstała w Tomaszowie Mazowieckim. Pewnie i wy, i wasze rodziny jesteście szczęśliwi?
Bardzo się cieszę, że wreszcie powstała w Polsce hala lodowa. Jest jeszcze sporo do zrobienia, budowa nie jest ukończona, ale pierwsze, testowe zawody, kwalifikacje do Pucharów Świata, będą się mogły odbyć już w hali w Polsce. Od jakiegoś czasu rozgrywaliśmy kwalifikacje przeważnie w Niemczech.
Jak powstanie hali lodowej może wpłynąć na wasz tryb przygotowań?
Ta inwestycja bardzo pomoże w rozwoju młodzieży, bo kadra narodowa zawsze, kiedy było trzeba, miała dostęp do hal za granicą. W przerwach między zgrupowaniami, kiedy przyjeżdżaliśmy do kraju, choćby na kilka dni, trzeba było jednak patrzeć na prognozy pogody i często nasze treningi były mocno zaburzone. Teraz będzie nam łatwiej.
Jedzie pan do Pjongczang po medal?
Nie chcę o tym mówić, jeszcze sporo czasu przed nami, ale przede wszystkim chciałbym być w pełni zdrowy. Pracowałem na tyle, na ile pozwoliło mi zdrowie, a na pewno jeszcze jakąś cegiełkę w przygotowaniach dołożę.
Urlop w straży pożarnej już zaplanowany?
Wszystko jest podporządkowane Pjongczang. Cieszę się, że wszystkie obowiązki udało mi się pogodzić.