Tradycyjnie po okresie olimpijskim członkowie PZŁS spotkali się na walnym zebraniu sprawozdawczo-wyborczym. Dokonano wyboru nowych władz. Po czterech latach przerwy na stanowisko prezesa powrócił Kazimierz Kowalczyk. Była to już jego szósta kadencja. W okresie, kiedy nie szefował Związkowi nieprzerwanie działał w PKOl, pełniąc kolejno funkcje: członka zarządu, prezydium zarządu i wiceprezesa. Już jako emeryt pracował w warszawskim OSiR, przygotowując i organizując największe w Warszawie imprezy biegowe. Wiceprezesami Związku zostali: zasłużony trener Wiesław Kmiecik i twórca polskiego short tracku Janusz Bielawski.
Powołano też nowy sztab szkoleniowy. Bardzo dobra postawa w Turynie Wójcickiej i Niedźwiedzkiego skłoniła nowy Zarząd do powierzenia funkcji trenera kadry biegów średnich i długich ich opiekunowi — Krzysztofowi Niedźwiedzkiemu. Postanowiono odbudować kadrę kobiet, a to trudne zadanie, już po raz drugi, zlecono Ewie Białkowskiej. Zdecydowano, że opiekę nad sprinterami nadal będzie sprawował Paweł Abratkiewicz. Najbardziej doświadczonym szkoleniowcom, Markowi Pandyrze i Wiesławowi Kmiecikowi, powierzono opiekę nad kadrą juniorów.
Gdy ISU wprowadzała bieg drużynowy, w Polsce postrzegano go jako szansę głównie dla kadry męskiej, bo kobiecej tak naprawdę nie było. Pojedyncze zawodniczki, jak Ewa Wasilewska, a później Katarzyna Wójcicka trenowały z mężczyznami. W sezonie 2003/2004, kiedy koncepcja ścigania się w drużynie była jeszcze w powijakach, Wójcicka trenowała tę nową konkurencję z Chinkami. Nie była ona zbyt mocno obsadzona i to stanowiło szansę dla biało-czerwonych. Niestety ich pierwszy start w 2004 r. w Berlinie był jedynie wyjazdem po naukę. Startujące wówczas z Wójcicką juniorki — Złotkowska i Ksyt były zbyt słabe aby wywalczyć kwalifikację do Turynu. Po igrzyskach, w perspektywie startu w Vancouver, Ewa Białkowska stworzyła kadrę kobiet. Znalazły się w niej: Luiza Złotkowska, Karolina Ksyt, Natalia Czerwonka, Kamila Danaj, Magda Gołębiewska, Ewelina Przeworska, do których dwa lata później dołączyła Katarzyna Woźniak. Pierwsze zgrupowanie odbyło się w Elblągu już w lipcu 2006 r. Tak wspominała ten okres Ewa Białkowska:
— Co tu ukrywać – na początku dziewczyny znacznie odbiegały poziomem od Kasi. Trzeba było wszystko tworzyć od zera. Pierwsze głosy jakie usłyszałam, to to, że szkoda na to czasu, że wyrzucamy pieniądze w błoto i że nie ma kogo szkolić. Nie dziwiłam się nawet temu specjalnie, bo poziom wtedy był bardzo słaby.
— Nie chciałam też robić specjalistycznych zgrupowań dla tych dziewczyn w takich typowych ośrodkach jak Spała czy Zakopane, z tego względu, że wiedziałam, że poziom jeszcze nie był na tyle wysoki. Trzeba było nauczyć je wielu rzeczy, żeby stały się prawdziwymi sportowcami i uwierzyły w to, że mogą się liczyć – że kobiece łyżwiarstwo może w Polsce zaistnieć.
— Chciałam, żeby nie czuły się takimi małymi, zagubionymi siostrami starszych kolegów, ale żeby uwierzyły, że mogą im dorównać. Dlatego musiałam uświadomić im, że ciężka praca, wytrwałość i systematyczność mogą doprowadzić do sukcesu
Katarzyna Wójcicka nadal trenowała z Krzysztofem Niedźwiedzkim. Zbyt duży dystans dzielił ją od młodszych zawodniczek. Dołączała do nich tylko na bieg drużynowy.
Czytaj więcej w kolejnej odsłonie cyklu historii łyżwiarstwa